Są takie filmy, które sprawiają, że święta Bożego Narodzenia nabierają wyjątkowego klimatu, nawet jeśli za oknem brakuje śniegu. Dla jednych jest to „Kevin sam w domu”, inni gustują w polskich „Listach do M”., natomiast kolejni skłaniają się ku „Love Actually”. To właśnie fani ostatniej z tych produkcji mogą być uradowani, bowiem już niebawem wróci ona do kin. Wszystko przez wzgląd na 20-lecie obrazu, który początkowo wszedł do kin 6 listopada 2003 roku.
Realizacja „Love Actually”
Przypomnijmy, że film „Love Actually”, czyli w mniej popularnym polskim tłumaczeniu „To właśnie miłość”, opowiada kilka historii miłosnych, które toczą się równolegle w Londynie w okresie przedświątecznym. Reżyser i scenarzysta produkcji Richard Curtis w wywiadzie dla „Guardiana” w 2013 roku wyznał, że początkowo napisał 14 wątków, ale obraz byłby za długi, więc twórcy usunęli cztery z nich, w tym dwa, które zdążyli zrealizować.
Co więcej, mężczyzna podczas pisania miał w głowie częściowo gotową obsadę. – Od początku wiedziałem, że Hugh Grant zagra premiera, a Emma Thompson jego siostrę. Rolę Martine McCutcheon też napisałem dla niej. Nawet nazwałem jej postać Martine, ale musiałem ją zmienić przed pierwszym czytaniem, by nie pomyślała, że ma ją w kieszeni – śmiał się Curtis. Urocza sekretarka brytyjskiego premiera finalnie otrzymała imię Natalie.
Film zasłynął wieloma kultowymi już scenami i postaciami. Jedną z nich jest rockman Billy Mack, którego zagrał Bill Nighy. Początkowo rola miała być obsadzona kimś innym, ale aktor wypadł tak dobrze na przesłuchaniu, że – jak powiedział scenarzysta – „z miejsca stał się pewniakiem”. Artysta wyznał, że do dziś fani produkcji krzyczą na jego widok znaną kwestię z filmu: „Hej, dzieci. Nie kupujcie narkotyków. Zostańcie gwiazdami rocka, a dostaniecie je za darmo”.
Na uwagę zasługuje również popularna scena, w której Mark (Andrew Lincoln) pojawia się przed domem Juliet (Keira Knightley), żony swego najlepszego przyjaciela, by wyznać jej miłość. Początkowo nie było jej w scenariuszu, ale została dopisana. Dziś cieszy się mieszanymi opiniami – jedni sądzą, że to niezwykle romantyczny moment, inni z kolei uważają, że zachowanie chłopaka może być interpretowane jako niezręczne i niepokojące, a nawet jako stalking.
„To właśnie miłość” znów w kinach
Te wszystkie momenty będzie można sobie przypomnieć w kinach już od 8 grudnia. Ponad 20 lat temu produkcja zarobiła prawie 250 mln dolarów, zwracając twórcom z nawiązką zainwestowane 40 mln dol. Obecnie również może zainteresować widzów, ponieważ tytuł poddano remasteringowi, czyli przeróbkom z wykorzystaniem nowych narzędzi edycji dźwięku i obrazu (do 4K). Według informacji „Variety” brytyjska komedia została wzbogacona również o reportaż na temat powstania filmu i wybór najlepszych scen.
Jestem bardzo podekscytowany nową wersją filmu, nigdy nie wyglądał, ani nie brzmiał lepiej – powiedział reżyser.
Choć miłośnicy produkcji na pewno pójdą do kin, to prezes sieci Helios Tomasz Jagiełło, uważa, że wznowienie „To właśnie miłość” to miły akcent, ale nie przyniesie wyniku, który zmieniłby sytuację kin w ostatnim kwartale tego roku. Z jakiego powodu? Otóż o wysoką frekwencję może być trudno, ponieważ platforma streamingowa Netflix ma obecnie ten tytuł w swojej bibliotece.
Jak dodaje „Rzeczpospolita”: „Prognozy dla polskiego rynku kinowego mówią obecnie o 47–49 mln sprzedanych biletów w całym 2023 roku. Górna granica – wedle prognozy PwC – może być trudna do zdobycia, choć teoretycznie jeszcze wiele może się zdarzyć”.
Czytaj też:
Richard Curtis wyznał, że zmieniłby jedną scenę w kultowym „To właśnie miłość”Czytaj też:
Macaulay Culkin odsłonił gwiazdę w Alei Sław. Wzruszyła go przemowa filmowej mamy