62-letni reżyser wystąpi w nadchodzącym filmie Jamiego Adamsa, zatytułowanym „Only What We Carry” (pol. „Tylko to, co nosimy”). Partnerować na ekranie ma mu Simon Pegg, znany z „Kompanii braci” czy „Mission: Impossible”. Rola Tarantino w nowym dramacie będzie jego największym ekranowym wcieleniem od czasu „Od zmierzchu do świtu” z 1996 roku, choć reżyser pojawiał się też w epizodycznych rolach w kilku swoich filmach, takich jak „Django” i „Pulp Fiction”.
Tarantino i Pegg wystąpią u boku Charlotte Gainsbourg z „Melancholii”, Sofii Boutelli z „Mumii”, Liama Hellmanna z „Ibizy” i piosenkarki Lizzy McAlpine w filmie, który będzie jej debiutem fabularnym.
Quentin Tarantino wystąpi w filmie. Kogo zagra?
Akcja filmu „Only What We Carry”, rozgrywa się na skalistym wybrzeżu Normandii i jest zapowiadana jako „medytacja nad miłością, stratą i cichą odwagą potrzebną do pójścia naprzód”.
Pegg wciela się w Juliana Johnsa, „niegdyś znakomitego wykładowcę, którego była uczennica Charlotte Levant (Boutella) wraca do domu, by stawić czoła duchom swojej przeszłości”. Dołączają do nich John Percy (Tarantino), stary przyjaciel Juliana, którego nagłe przybycie odsłania dawno skrywane prawdy; Josephine Chabrol (Gainsbourg), opiekuńcza siostra Charlotte; Vincent (Hellmann), niespokojny artysta rozdarty między miłością a lojalnością, oraz Jacqueline (McAlpine), młoda, początkująca tancerka, której obecność „zmusza wszystkich do zmierzenia się z ciężarem tego, co zostawili za sobą”.
Tarantino – który ostatnio zagrał epizodyczną rolę w swoim filmie z 2019 roku „Once Upon a Time in Hollywood” – podobno otrzymał propozycję roli w filmie „za pośrednictwem swojego agenta, ponieważ idealnie nadawał się do tej roli”.
Co z dziesiątym filmem Quentina Tarantino? Projekt trafił na półkę
Przypomnijmy, reżyser do niedawna pracował nad swoim dziesiątym i ostatnim filmem „The Movie Critic”, ale ostatecznie zdecydował się odłożyć projekt na półkę, ponieważ stwierdził, że „nie jest nim specjalnie podekscytowany”.
W podcaście „The Church of Tarantino” powiedział: „Nikt na to nie czeka. Mogę to zrobić, kiedy tylko chcę. To już jest napisane. Dobra, pozwólcie, że teraz tego nie zacznę”.
Reżyser Kill Bill dodał, że „naprawdę, naprawdę lubi” koncept swojego nowego filmu, jednak stanowi on dla niego ogromne „wyzwanie”. – Czy potrafię wziąć najnudniejszy zawód świata i zrobić z niego interesujący film? (...) Byłem bardzo podekscytowany scenariuszem, ale nie byłem już tak podekscytowany dramatyzacją tego, co napisałem, gdy byliśmy na etapie przedprodukcji – podkreślił.
Czytaj też:
Na HBO Max są teraz dwa kapitalne filmy. Oczywiście – w czołówceCzytaj też:
Nie żyje „najpiękniejszy chłopiec świata”. Jego rola przeszła do historii
