Nie żyje „najpiękniejszy chłopiec świata”. Jego rola przeszła do historii

Nie żyje „najpiękniejszy chłopiec świata”. Jego rola przeszła do historii

Dodano: 
Björn Andrésen
Björn Andrésen Źródło: Newspix.pl / ZUMA
Był zaledwie nastolatkiem, gdy Luchino Visconti uczynił z niego ikonę kina i okrzyknął „najpiękniejszym chłopcem świata”.

Ta etykieta przylgnęła do Björna Andrésena na całe życie i nigdy nie przyniosła mu szczęścia. Szwedzki aktor, znany z roli Tadzia w filmie „Śmierć w Wenecji”, zmarł 25 października w wieku 70 lat. Informację o śmierci Björna Andrésena przekazali Kristian Petri i Kristina Lindström – współreżyserzy dokumentu „Najpiękniejszy chłopiec świata”. Petri poinformował, że aktor zmarł w sobotę, 25 października. Lindström nazwała go „odważnym człowiekiem”. Przyczyny śmierci nie podano.

Od dzieciństwa naznaczonego tragedią po filmowy sukces

Björn Andrésen przyszedł na świat 26 stycznia 1955 roku w Sztokholmie. Jego dzieciństwo nie przypominało bajki. Ojciec zginął w wypadku samochodowym, a matka popełniła samobójstwo, gdy chłopiec miał zaledwie dziesięć lat. Wychowywali go dziadkowie, a babcia marzyła, by jej wnuk został sławny. To właśnie ona zabierała go na castingi i wprowadziła w świat filmu.

Przełom nastąpił w 1971 roku, gdy włoski reżyser Luchino Visconti szukał aktora do ekranizacji „Śmierci w Wenecji” Thomasa Manna. Zobaczył w młodym Szwedzie idealnego Tadzia – pięknego, delikatnego chłopca, którym w filmie zauroczył się starszy mężczyzna, grany przez Dirka Bogarde’a. Rola przyniosła Andrésenowi międzynarodową sławę i stygmat, z którym mierzył się przez resztę życia.

Björn Andrésen: Film zrujnował mi życie

Po premierze „Śmierci w Wenecji” Visconti nazwał Andrésena „najpiękniejszym chłopcem na świecie”. Media podchwyciły ten przydomek, który stał się dla aktora przekleństwem. „Czułem się jak egzotyczne zwierzę w klatce” – mówił w rozmowie z „Guardianem” w 2003 roku. W dokumencie „Najpiękniejszy chłopiec świata” z 2021 roku przyznał wprost: „Kręcenie tego filmu całkiem nieźle zrujnowało mi życie”.

Andrésen wspominał, że praca z Viscontim była dla niego traumatyczna. Reżyser, jak twierdził aktor, zabrał go do klubu nocnego, gdzie nastolatek czuł się „bardzo nieswojo”. „Wiedziałem, że nie mogę zareagować. To byłoby samobójstwo towarzyskie” – wspominał. Z czasem mówił o Viscontim coraz ostrzej, nazywając go „kulturowym drapieżnikiem, który poświęciłby każdego dla swojej pracy”. Gdy zapytano go, co powiedziałby reżyserowi dziś, odpowiedział bez wahania: „Sp****alaj”.

Björn Andrésen w filmie „Śmierć w Wenecji”

Z dnia na dzień stał się gwiazdą. I więźniem własnego wizerunku

Po sukcesie filmu Andrésen wyjechał do Japonii, gdzie „Śmierć w Wenecji” stała się prawdziwym fenomenem. Tam młody aktor był traktowany jak idol popkultury – występował w reklamach, pozował do zdjęć, śpiewał i występował z zespołem Svena Ericsa. „Widziałeś zdjęcia Beatlesów w Ameryce? Tak to wyglądało. Panowała wokół tego histeria” – wspominał po latach.

Choć jego kariera filmowa rozwijała się dynamicznie, sam Andrésen określał ją jako „chaos”. „Moja kariera jest jedną z niewielu, która zaczynała się na absolutnym szczycie, a potem szła w dół” – mówił. „To było samotne”. Mimo wszystko zagrał w ponad trzydziestu filmach i serialach, a w 2019 roku pojawił się w głośnym horrorze Ariego Astera „Midsommar”. „Zostać zabitym w horrorze to marzenie każdego chłopca” – żartował w jednym z wywiadów.

Björn Andrésen nie żyje

Andrésen był również utalentowanym muzykiem – grał na fortepianie, komponował i wydał płytę „Death in Venice”. Jego życie prywatne naznaczone było jednak tragediami. Ze swoją byłą żoną, poetką Susanną Roman, miał dwoje dzieci: córkę Robine i syna Elvina, który zmarł w wieku dziewięciu miesięcy w wyniku zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej.

W 2003 roku aktor ponownie znalazł się w centrum medialnej burzy, gdy zaprotestował przeciwko wykorzystaniu jego wizerunku na okładce książki Germaine Greer „Piękny chłopiec”. Jak mówił, był „z zasady przeciwny miłości dorosłych do nastolatków” i nie chciał, by jego twarz symbolizowała to zjawisko. Wydawnictwo odrzuciło jego sprzeciw, tłumacząc, że zgoda fotografa wystarczy.

W ostatnich latach życia Andrésen zyskał spokój, którego przez dekady szukał. Starzenie się, jak sam przyznawał, pomogło mu odzyskać anonimowość i dystans do własnej przeszłości.

Czytaj też:
Gwiazda „Lassie” nie żyje. June Lockhart miała 100 lat
Czytaj też:
Klaudia Halejcio nie wróci do aktorstwa? Postawiła sprawę jasno

Źródło: WPROST.pl