George Clooney poślubił Amal w 2014 roku. Jego wybranką jest brytyjska adwokatka. Uroczystość, która odbyła się w 7-gwiazdkowym hotelu Aman, nie jest wiążąca z punktu widzenia włoskiego prawa, aczkolwiek wystarczy dla amerykańskich legislatorów. Z okazji ślubu młodej pary zorganizowano kilka przyjęć, a na jednym z nich doszło do „ślubu właściwego”. Wówczas gwiazdor miał 50 lat. Trzy lata później zakochani powitali na świecie bliźnięta Elli i Alexandra.
Wydarzenie budziło wiele emocji i do tej pory wszystkie doniesienia o znajomość celebrytów są chętnie czytane przez fanów. Mimo to w ich relacji na próżno szukać kontrowersji. Aktor, który był uważany za największego amanta w branży filmowej, ustatkował się na dobre. W wywiadach często podkreśla siłę uczucia do swojej żony.
George Clooney wspomina zaręczyny z ukochaną
George Clooney rzadko opowiada o szczegółach małżeństwa, jednak teraz w rozmowie Drew Barrymore zdradził, jak przebiegły ich zaręczyny. Jak się okazuje, nie wyszły perfekcyjnie i gwiazdor nie jest z nich za bardzo zadowolony, bo nie wszystko wyszło zgodnie z planem. – Zapanowałem wszystko, a to była katastrofa – odważnie zaczął Clooney.
Zgodnie z jego założeniem ukochana miała odnaleźć pierścionek w kuchennej szufladzie. – Chciałem dać jej pierścionek w trakcie utworu „Why Shouldn't I”. Zaczyna się piosenka i powiedziałem jej, że w szufladzie jest zapalniczka – mieliśmy zapaloną świecę, ale ją zdmuchnąłem, żeby mogła pójść po zapalniczkę. Widzi pierścionek w szufladzie, wyciąga go i mówi: Tam jest pierścionek, jakby ktoś zostawił go tu kilka lat temu – kontynuował. Później zdradził, że prawniczka pomyślała, że biżuteria należy do kogoś innego, co przedłużyło całą sytuację. – Nie powiedziała „tak”, aż do „Goody Goody”, a to miało być później, kiedy mieliśmy już tańczyć. Ciągle powtarzała: O mój Boże, o mój Boże – relacjonował. Co ważne, celebryta ciągle klęczał. – Słuchaj, chciałbym się z tobą ożenić, ale też nie jestem już najmłodszy... Czuję, że mógłbym stracić biodro – wyznał rozbawiony.
Czytaj też:
Andrzej Grabowski dla „Wprost”: Cóż jest banalniejszego od życia, miłości i śmierci?