Tadeusz Pluciński był polskim aktorem filmowym, teatralnym i radiowym, a także artystą estradowym, najczęściej obsadzanym w rolach amantów. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku uchodził za jednego z najprzystojniejszych artystów, którego nazywano nawet „pierwszym amantem PRL-u”. Wśród pań, które uwiódł, były m.in. Kalina Jędrusik, Alina Janowska i Hanka Bielicka. Dopiero tuż przed śmiercią zdradził, że był też „obiektem pożądania” znanych homoseksualistów.
Życie uczuciowe Tadeusza Plucińskiego
Nie jest tajemnicą, że Tadeusz Pluciński był czterokrotnie żonaty i rozwiedziony. Jego związki szybko się rozpadały, gdyż... nie potrafił zbyt długo wytrwać w monogamii. Witold Sadowy pisał o nim, że był potocznie postrzegany jako uwodziciel, a nawet erotoman. Bardzo wcześnie zaczął obcować z kobietami. – Straciłem cnotę w wieku trzynastu lat z matką kolegi. Nie zrobiła nic wbrew mojej woli. Nie byłem typem chłopca, którego można do czegoś zmusić – zdradził w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Co więcej, był też na celowniku paru znanych gejów.
Kiedy Tadeusz Pluciński miał 23 lata, podrywał go Karol Hanusz, leciwy aktor nazywany „królem warszawskich homoseksualistów” i legendarny gwiazdor przedwojennej stolicy. – Gdy studiowałem w szkole teatralnej, zaprosił mnie na kawę do Grand Hotelu. Poszedłem... Hanusz był gejem, o czym nie miałem pojęcia. Nie mam nic do gejów, uważam, że każdy ma prawo do szczęścia, ale wtedy, w latach 40., ludzie myśleli inaczej – wspominał w książce „Na wieki wieków amant”, dodając, że po tym spotkaniu koledzy zrobili mu wielką awanturę.
– Grzmieli: „Będziesz miał zszarganą reputację”. Wzruszyłem ramionami: „No i co z tego?”. Nie obchodziła mnie jego orientacja. Lubiłem go, był świetnym estradowcem i człowiekiem. Podobałem mu się, ale nigdy niczego nie próbował – opowiadał.
Aktor nigdy nie wypierał się i nie wstydził tego, że lubi gejów. Zresztą zaprzyjaźnieni homoseksualiści niejednokrotnie ratowali Tadeusza Plucińskiego z tarapatów, gdy kolejne kochanki czy żony wyrzucały go na bruk. Mógł liczyć chociażby na pomoc tancerza Witolda Grucy i jego partnera, aktora Jerzego Pietraszkiewicza. – Przygarniali mnie czasem, gdy w moim życiu przychodził ten moment, kiedy musiałem wyjść z domu ze szczoteczką do zębów w kieszeni – wspominał.
Co ciekawe, jednym z jego najbardziej wpływowych zalotników był pisarz Jerzy Andrzejewski, autor m.in. „Popiołu i diamentu”, „Miazgi” i „Bram raju”, działacz PRL-owskiej opozycji demokratycznej i poseł na Sejm PRL I kadencji. To właśnie z jego strony Tadeusza Plucińskiego spotkała pewna przykrość. Otóż, choć aktor wyraźnie dał pisarzowi do zrozumienia, że nie ma u niego żadnych szans, ten nie chciał odpuścić.
– Zaprosił mnie i jeszcze kilka osób na kolację do restauracji po jakimś spektaklu. Od razu usiadł przy mnie. Kilka razy zdejmowałem jego rękę z moich kolan. (...) Wsiadając do swojego samochodu z szoferem, zaprosił mnie do środka. Odmówiłem. Zaczął mnie szarpać: „Chodź, no chodź!”. Przyłożyłem mu w dziób, poleciał na siedzenie, zatrzasnąłem drzwi i klepnąłem auto w dach, żeby dać szoferowi znak, że może już jechać. Czułem niesmak – wyznał na łamach „Na wieki wieków amant”.
W swojej książce aktor też żartował: „Nie mogłem zabronić gejom, żeby zerkali na mnie. Podobno byłem niebrzydki chłopak”. Finalnie Tadeusz Pluciński zmarł 23 kwietnia 2019 roku, w wieku 92 lat.
Czytaj też:
W czasach PRL-u Polacy go uwielbiali. Gwiazdor przewidział własną śmierćCzytaj też:
Gwiazda PRL-u porzuciła męża dla innego. „Cała składałam się z wyrzutów sumienia”