W książce „Ja, Fronczewski” legendarny aktor rozmawia z Marcin Mastalerzem. Piotr Fronczewski to Polak, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Wcielał się w niezapomnianego Pana Kleksa, zwariowanego Piotrusia Pana czy tragicznego Edypa. Stworzył Szpicbródkę, Franka Kimono i jednego z najlepszych Hamletów w historii polskiego teatru. To aktor wyczynowiec, który zagrał w swoim życiu kilkaset ról, w każdą wkładając całe swoje mistrzostwo.
Piotr Fronczewski w książce szczerze opowiada o swoim dzieciństwie na gruzach zburzonej Warszawy, niezwykłej relacji ze 103-letnią mamą, o rodzinie, przyjaciołach, miłości do motocykli, debiucie scenicznym w wieku 11 lat i doświadczeniu starości na scenie oraz poza nią.
Mimo że od debiutu książki minęło już parę ładnych lat, teraz fragmenty tej publikacji, stały się viralem w polskim internecie, a ludzie zachwycają się tym, w jaki sposób aktor wypowiada się na temat swojej ukochanej matki Bogny Duszyńskiej, którą opiekował się aż do jej śmierci w wieku 104 lat.
Fronczewski opowiadał w rozmowie z Mastalerzem, że jego mama długo było całkowicie samodzielna. „Oczywiście, odwiedzaliśmy ją często w jej mieszkanku na Wspólnej, dzwoniliśmy codziennie, monitorowaliśmy sytuację, jak to się dzisiaj mówi. Ale dopiero po tym, jak się przewróciła i połamała, co wymagało długiej rehabilitacji, zgodziła się do nas przenieść na stałe” – czytamy.
Piotr Fronczewski o opiece nad swoją mamą: Wziąłem się z niej. Dalej nie ma już słów
Aktor podkreślał, że opieka nad jego mamą to „niezwykłe i bardzo cenne doświadczenie”. „Kiedy rano pomagam jej usiąść, podaję śniadanie, przytulam na dzień dobry. To jest stan, którego nie potrafię opisać. Trzymając ją w ramionach, mam przecież świadomość, że wziąłem się z niej. Dalej nie ma już słów. Jest tylko bliskość. Milczenie. Cisza. Podaję jej herbatę z mlekiem, czasem płatki, grzanki, wędlinę, serek, rzodkiewki czy paprykę i stają mi przed oczyma sceny, gdy to ona opiekowała się mną jako berbeciem. Wspominam też czas, gdy była dla mnie i Ewy pogotowiem dziecięcym. Ona szła do nas na jedenaste piętro zaopiekować się dziewczynkami, a my zjeżdżaliśmy do niej na trzecie, żeby się choć trochę zdrzemnąć po koncertach nocnego płaczu. Dawała nam jakiś obiad, a potem zwalaliśmy się z Ewą jak te kłody na tapczan” – czytamy.
Przyznał, że „cholernie się bał” i zdawał sobie sprawę z tego, że opieka nad starszą osobą jest trudniejsza niż pielęgnowanie niemowlęcia. „Trzeba przekroczyć barierę intymności, pozbyć się skrępowania. W końcu mówimy tu również o fizjologii, o kontakcie ze starczą cielesnością. To są trudne rzeczy. Przynajmniej na początku. Nie wiedziałem, jak sobie poradzę, ale ani przez chwilę nie pomyśleliśmy z Ewą, że moglibyśmy oddać mamę do jakiegoś domu opieki. To było naturalne i oczywiste, że powinna zamieszkać z nami. Nawet przez myśl nam nie przemknęło inne rozwiązanie. Chociaż rozumiem, że nie każdy ma warunki, żeby się takiej opieki nad starszą osobą podjąć. My akurat mieliśmy” – zaznaczył.
Przyznawał też, że z czasem ta sytuacja się unormowała. „Owszem, nasze życie zmieniło swój rytm, może nawet dość istotnie, ale wszystko toczy się naturalną koleiną. Zmiana pampersów, przebieranie się, mycie, posiłki, czasem spacer na wózeczku, jeśli pogoda i samopoczucie mamy pozwoli. Poranki są zwykle moje. W tym naszym codziennym przytuleniu się porannym jest czysta miłość i wdzięczność” – mówił aktor.
Pani Bogna Duszyńska zmarła w 2016 roku w wieku 104 lat.
Czytaj też:
9 perełek wpada na Netflix. Jutro dzień pełen kapitalnych premier!Czytaj też:
Emily Ratajkowski uczciła Święto Niepodległości. Zdjęcie szokuje