Żona Damięckiego przeżyła koszmar w szpitalu. „Nigdy chyba nikt tak na mnie nie krzyczał”

Żona Damięckiego przeżyła koszmar w szpitalu. „Nigdy chyba nikt tak na mnie nie krzyczał”

Paulina Andrzejewska i Mateusz Damięcki
Paulina Andrzejewska i Mateusz Damięcki Źródło:Newspix.pl / FOTOG
Mateusz Damięcki zamieścił na swoim profilu na Instagramie relację z wizyty żony i dziecka u lekarza. Z opowieści aktora wynika, że personel medyczny był wyjątkowo nieuprzejmy wobec Pauliny Andrzejewskiej.

Syn Mateusza Damięckiego i Pauliny Andrzejewskiej miał po upadku wyraźnego guza. Dlatego też jego rodzice postanowili udać się do szpitala w Poznaniu, aby sprawdzić, czy chłopcu nie dolega nic poważnego. „Franuś przewrócił się na piłce i upadł na plecy, uderzył głową w kamieniste podłoże, płakał i od razu zauważyłam guza. Byliśmy akurat w Poznaniu, pomyślałam, że warto by lekarz go zobaczył. Tak się stało, podjechaliśmy do szpitala dziecięcego, pani w rejestracji bardzo miła, potem pani doktor zleciła zdjęcie i dopiero się zaczęło” – czytamy w emocjonalnym wpisie na Instagramie.

„Na początku nic nie wskazywało, że pani od RTG tak się zachowa. „Jesteś w ciąży?” (myślę, o! po imieniu mówi pani), ale za chwilę dodaje: Mama, nie jesteś w ciąży? – Nie nie jestem – odpowiedziałam. Franuś grzecznie obserwuje, pani każe go położyć i przyciska mu twarz do maszyny. Dziecko zaczyna płakać. Pani krzyczy: Mama stanie z drugiej strony, mama to nie czas na tulenie (a ja go delikatnie kładłam, a on trzymał mi szyję). Pani krzyczy, Franek zaczyna płakać jeszcze bardziej, nieprzyzwyczajony, ja proszę, by pani tak nie krzyczała. Pani: Bo mama źle trzyma, a ja chcę zrobić dobre zdjęcie, itd. (nie pamiętam już, tak byłam zestresowana). Nie wiem, gdzie pani się śpieszyła, czemu taka nerwowa, przede mną nikogo nie było, a za nami tylko jedna osoba. Na szczęście okazało się, że wszystko z Frankiem dobrze, ale ja potem 20 minut w aucie płakałam. Już dawno, a w sumie nigdy chyba, tak na mnie ktoś nie krzyczał, cięgle mam wyrzuty sumienia, że w ogóle tam pojechałam i naraziłam dziecko na taki stres” – relacjonowała pobyt w szpitalu Andrzejewska.

instagram

„Zwracajmy uwagę na szczegóły, ktoś może powiedzieć – nic przecież się nie stało, pani miała gorszy dzień, odpuść, są większe tragedie... Nie o to chodzi. Nie bądźmy obojętni, zmieniajmy to co możemy. Oczywiście zacznijmy od siebie, ale jeśli już ogarniemy mniej więcej to co przed lustrem – zajmijmy się polem dookoła. Mamy prawo zmieniać świat na lepsze!” – napisała żona Mateusza Damięckiego.

Czytaj też:
Rosati po rozprawie przeciwko byłemu partnerowi: Kolejny raz amerykański sąd przyznał mi rację

Źródło: WPROST.pl