Znany m.in. z „Żeby nie było śladów” i "Ostatniej rodziny" o Beksińskich wybitny polski reżyser Jan P. Matuszyński, po raz kolejny w swej twórczości sięga po temat śmierci i bliskich relacji. Czy można pogodzić racjonalizm z duchowością? Czy żałoba może połączyć ludzi oddalonych nie tylko geograficznie, ale i światopoglądowo? „Minghun” to film, który stawia te pytania w subtelny, poruszający sposób. To historia o bólu i bliskości, w której zderzają się różne kultury, tradycje i sposoby przeżywania straty.
Ważny polski film o bliskości i tradycji debiutuje na platformie streamingowej
W filmie poznajemy Jerzego (Marcin Dorociński), dojrzałego mężczyznę, którego oczkiem w głowie jest kariera akademicka i dwudziestoletnia córka, Mei-Xiu, nazywaną przez bliskich Masią (w tej roli Natalia Bui). Wiedzie on na pozór poukładane życie, skupiając się na codzienności, by zatrzeć w pamięci żałobę po stracie żony, która odeszła dwanaście lat wcześniej. Wszystko w życiu głównego bohatera zmienia się po raz kolejny, gdy mężczyzna dostaje wiadomość, że jego córka uległa poważnemu wypadkowi.
Mimo starań lekarzy dziewczyny nie udaje się uratować, a Jerzy pogrąża się w rozpaczy, desperacko próbując nawiązać kontakt z teściem, mieszkającym w Szkocji, Benem. Mimo trudnych relacji z zięciem Ben natychmiast decyduje się przyjechać do Polski, by służyć mu wsparciem i pomóc w organizacji pogrzebu wnuczki. Pragnie jednak, by ceremonia miała charakter tradycyjnego chińskiego rytuału minghun. Zgodnie z wierzeniami starochińskiej kultury, osoby niezamężne są po śmierci nieszczęśliwe, dlatego aranżuje się dla nich symboliczne, pośmiertne małżeństwa.
„Minghun” jest już dostępny do obejrzenia w serwisie streamingowym CANAL+.
Czytaj też:
Setki komentarzy o nowym thrillerze Netfliksa. „Płakałam jak bóbr”Czytaj też:
Zaskakujący powrót! Marek Kondrat znów zagra w filmie. I to jaką postać!