Indiana Jones to bez wątpienia ikona kina przygodowego. Postać ta przez dekady inspirowała widzów na całym świecie. Niestety, ostatnia odsłona serii, „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, nie spełniła oczekiwań fanów i krytyków, pozostawiając po sobie mieszane uczucia.
„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” – dlaczego zawiódł?
Piąta część przygód słynnego archeologa miała być triumfalnym powrotem do korzeni serii. Jednakże, mimo obecności Harrisona Forda w roli głównej, film spotkał się z chłodnym przyjęciem. W serwisie Rotten Tomatoes produkcja uzyskała jedynie 50 proc. pozytywnych recenzji, co czyni ją najgorzej ocenianą częścią cyklu.
Krytycy zarzucali filmowi brak oryginalności i powielanie schematów z poprzednich części. Donald Clarke z „Irish Times” zauważył: „Przez cały czas można odnieść wrażenie, że projekt walczy o przetrwanie pod ciężarem swojej historii”. Z kolei Robbie Collin z „Daily Telegraph” porównał film do podróbki bezcennego skarbu, sugerując, że choć na pierwszy rzut oka może wydawać się autentyczny, to przy bliższym spojrzeniu ujawnia swoje niedoskonałości.
Mimo wszystko, wiadomo, że Harrison Ford nie żałuje swojego udziału w produkcji. Choć w mediach pojawiło się wiele negatywnych recenzji, aktor w rozmowie z „WSJ. Magazine” stwierdził: „Chciałem jeszcze raz wziąć Indianę i strząsnąć z niego kurz, wystawić go tam, pozbawionego części jego wigoru, zobaczyć, co się stanie”.
Niestety, film nie odniósł sukcesu komercyjnego. Przy budżecie wynoszącym 295 milionów dolarów, „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” zarobił na całym świecie jedynie 384 mln dol, co oznacza stratę dla studia. Mimo tej porażki finansowej postać Indiany Jonesa pozostaje jednak ikoną popkultury. Choć najnowsza odsłona nie spełniła oczekiwań, wcześniejsze części serii (z 1981, 1984 r, 1989 oraz 2008 roku) wciąż cieszą się uznaniem i są chętnie oglądane przez kolejne pokolenia.
Czytaj też:
Hollywoodzka gwiazda ma prześladowcę. Chciał podłożyć bombęCzytaj też:
Poznali się na planie serialu, nie zwlekali ze ślubem. Są razem już blisko 60 lat