Jest pan jednym z najznakomitszych polskich aktorów. Dlaczego przyjął pan drugoplanową rolę w kameralnym filmie? O czym pana zdaniem jest „Śubuk”?
Bez przesady, że powinienem grać tylko pierwszoplanowe, duże role w dużych filmach! Wydawało mi się po prostu, że warto wejść w ten nieznany wielu osobom świat. Zastanawiające, że gdy ktoś ma kontuzję kolana, to wszyscy mu współczujemy i nie stanowi to dla nas problemu, prawda? Kontakt z taką osobą, pomoc jej nie wiąże się z dyskomfortem. A w przypadku autyzmu dzieje się coś przeciwnego. Izolujemy się.
Mam nadzieję, że ten film odegra rolę – trudno, muszę to powiedzieć – wychowawczą wobec naszego społeczeństwa. Nawet współistnienie z tym autystycznym światem nie jest łatwe, czego przykładem jest postać Feliksa. Ale my jako społeczeństwo musimy się tego uczyć. Każdy z nas wywodzi się z jakiejś tradycji, jakiegoś środowiska, ma określone wykształcenie, preferencje i wiem, że tego typu zmiany nie mogą dokonać się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, potrzeba na to czasu. „Śubuk” to film o tolerancji, a brak tolerancji dotyka wiele grup społecznych na świecie. Wracając do pytania: spodobał mi się zarówno temat, jak i scenariusz. Miałem zaufanie do Jacka, którego znałem wcześniej, z filmu „Carte Blanche”. I oczywiście spodobała mi się również sama postać – gburowatego Feliksa, który w pewnym momencie zaczyna dojrzewać i widzieć więcej.
Czyli przyjął pan rolę trochę z poczucia misji, ale przede wszystkim dlatego, że zainteresował pana bohater ze względu na przemianę, jaką przechodzi?
Nie chciałbym używać słowa „misja”, choć w młodości chętnie się nim podpierałem. Przynajmniej do momentu, gdy Janek Nowicki zwrócił mi uwagę, żebym nie nadużywaj wielkich słów (śmiech). W „Śubuku” pada przepiękne zadanie – w pewnym sensie to lekcja humanizmu. Feliks, którego gram – jest samotnym facetem, nie ułatwia mu to kontaktu z rzeczywistością. Zmienia się dopiero wtedy, kiedy znajduje przestrzeń na chwilę skupienia, żeby mógł zastanowić nad losem Maryśki i jej syna, których wcześniej pochopnie osądził. Marysia mu w tym skupieniu pomaga, nie odpowiada mu agresją na jego agresję.
Pana bohater zdobył wiedzę, której wcześniej nie miał, i to wiele zmieniło w jego relacjach z Maryśką.
Zgadza się – kiedy mówię o skupieniu, mam na myśli uwagę i poznanie. Zbyt często traktujemy wszystko, jak to się mówi, „po łebkach”. Kiedy ktoś ma fioletowe włosy, uważamy, że jest wariatem. Kiedy dziecko krzyczy – uważamy, że rodzice źle je wychowali. A gdyby tak skierować uwagę na tych ludzi? Gdyby tak pomyśleć szerzej, nie tylko o sobie? Gdyby tak zastanowić się nad przyczynami krzyku? Potrzebna jest nam większa koncentracja, skupienie na relacji z drugim człowiekiem, bo to pozwala dostrzec i zrozumieć więcej. Kiedy poznajemy powody czyjegoś zachowania, często okazuje się, że to, co się dzieje, nie jest skierowane przeciwko nam.
Świat związany z autyzmem był dla pana czymś nowym?
Mamy w dalszej rodzinie podobny przypadek, więc nie było to dla mnie nowością. Tym bardziej interesuje mnie zarówno problem, jak i życie ludzi, którzy zostali dotknięci tym spektrum.
No właśnie, ten film jest też o rodzicielstwie, rodzicielstwie samotnym... Dlaczego to najczęściej kobiety zostają same z dzieckiem ze spektrum. Co się dzieje z mężczyznami?
Nie ma pełnego rodzicielstwa bez ojca. Naturalnie nie mówię o adopcjach w związkach partnerskich – to inna kwestia. Ale w filmie w tym wypadku widać, że nierzadko mężczyźni nie potrafią wypełniać swoich życiowych ról ojców i mężów. Dużo się mówi na temat ojców, którzy nagle znikają, bo nie wytrzymują trudu codzienności, obciążeń związanych z chorobą. A kobiety trwają, wytrzymują i niosą wszystko na swoich plecach. Znam niestety kilka takich przypadków z własnego otoczenia. I to jest, niesprawiedliwe.
Powiedział pan, że pana bohater dojrzewa. Myśli pan, że mężczyźni potrzebują więcej czasu, by dojrzeć?
Mój bohater ma akurat czas, został mu darowany. Rodzice czasu nie mają. Ojciec nie może tak po prostu powiedzieć: Kochanie, ja sobie teraz wyjadę na trzy lata do Stanów i tam dojrzeję. Tu trzeba natychmiastowych działań i decyzji. Oczywiście nie jest to proste, ale jest możliwe. Istnieje zresztą różnica między ojcem a postacią, którą gram. W przypadku ojca byłoby nieuczciwe, żeby dawał sobie luksus dojrzewania, w sytuacji gdy kobieta śpi dwie godziny na dobę. Tak jak mój przyjaciel, który od lat nie przespał całej nocy, bo wspólnie z żoną musi się zajmować niepełnosprawnym dzieckiem.
W tym filmie nie chodzi o to, żeby pokazać jakąś konkretną epokę, widać jednak, że od lat 90. sporo się zmieniło w stosunku do osób niepełnosprawnych, z zaburzeniami.
Zdecydowanie. Nie pamiętam, żeby dawniej odbywały się symultaniczne tłumaczenia przedstawień dla osób głuchych. Nie słyszałem też nigdy wcześniej o festiwalach filmowych dla osób niewidzących. A dzisiaj takie wydarzenia mają miejsce. Dawniej nie było wind dla wózków inwalidzkich czy toalet przystosowanych dla osób niepełnosprawnych. Nie pamiętam w ogóle debaty na temat osób mniej sprawnych niż większość społeczeństwa. To się na pewno zmieniło. W tym sensie jesteśmy lepsi. Ale wciąż robimy zbyt mało.
Mówi się, że kultura potrafi kształtować postawy ludzkie szybciej niż odgórne regulacje. Myśli pan, że „Śubuk” może pomóc coś zmienić?
Nie pomijałbym w tych zadaniach władz samorządowych, krajowych, itd. Nie pomijałbym znaczenia w tej sprawie szkół, pedagogów, kościoła, organizacji pozarządowych. Natomiast takie filmy jak „Śubuk" na pewno dokładają swoją cegiełkę do budowania świadomości widzów. Takie jest nasze artystyczne i ludzkie zadanie.
Czytaj też:
„Śubuk” nagrodzony w Gdyni trafia do kin. Recenzja filmu, od którego „rośnie serce”Czytaj też:
Małgorzata Gorol, filmowa Marysia, opowiedziała o produkcji „Śubuk”
„Śubuk” w kinach od 2 grudnia