Był amantem polskiego kina. Do szału doprowadzały go fanki

Był amantem polskiego kina. Do szału doprowadzały go fanki

Aleksander Żabczyński w 1933 roku w filmie „Dzieje grzechu”
Aleksander Żabczyński w 1933 roku w filmie „Dzieje grzechu” Źródło: PAP / CAF
Aleksander Żabczyński był symbolem przedwojennej elegancji i ideałem mężczyzny, o którym marzyły tysiące kobiet. Sława rzuciła cień na jego życie.

Był ideałem mężczyzny – przystojny, dystyngowany, z niskim głosem, który rozmiękczał najtwardsze serca. Aleksander Żabczyński w latach 30. królował na ekranie i poza nim, lecz nie grał amantów – on nimi był. Za blaskiem ekranowej sławy kryła się jednak rzeczywistość, w której aktor zmagał się z prawdziwym oblężeniem. Fanki nie tylko słały do niego listy miłosne, kwiaty oraz prezenty, ale też nachodziły go w domu i zostawiały wyznania na klatce schodowej. Co ciekawe, nie przestały nawet po jego ślubie.

Miłość i obsesja – jak Aleksander Żabczyński radził sobie z uwielbieniem fanek?

Aleksander Żabczyński, jeden z najjaśniejszych aktorów polskiego kina przedwojennego, zasłynął z ról u boku największych gwiazd, jak Ina Benita, Jadwiga Smosarska czy Loda Halama. Filmy „Manewry miłosne”, „Piętro wyżej” czy „Ada! To nie wypada!” uczyniły z niego nie tylko utalentowanego aktora, ale i prawdziwego amanta narodowego.

Sława miała jednak swoją cenę. Uwielbienie fanek szybko przybrało formę natręctwa. – Byłem zakochany w graniu, ale one były zakochane we mnie – wspominał aktor w latach 60. w rozmowie z dziennikarzem Jerzym Kusiakiem dla magazynu „Film”. Kobiety przysyłały mu listy, wiersze, perfumowane chusteczki i zdjęcia z dopiskami: „Na zawsze Twoja”. Najodważniejsze nie tylko czatowały pod jego domem, ale także potrafiły... wspinać się na klatkę schodową.

– Co pół roku musiałem robić remont. Tapety pourywane, ściany pobazgrane wyznaniami miłości. Pewnego razu zastałem drzwi wysmarowane szminką – opowiadał w jednym z wywiadów.

Po ślubie z aktorką Marią Zielenkiewicz myślał, że sytuacja się uspokoi, ale nic bardziej mylnego. – Niektóre panny potrafiły wejść do mieszkania, podać się za kuzynkę lub znajomą z teatru. Marysia miała anielską cierpliwość – dodawał z przekąsem. Mimo wszystko, Żabczyński nie chciał korzystać z ochrony, gdyż uważał, że to „cena popularności”.

Co więcej, nie przestawał być dla fanek miły – rozdawał autografy, uśmiechał się do zdjęć, nigdy nie przerywał spotkań. – Nie chciałem, by zapamiętały mnie jako buca. Wolę być przesadnie uwielbiany, niż zapomniany – żartował. Choć zmarł w 1958 roku, jego postać do dziś fascynuje. Był jednym z tych, którzy wyznaczali standardy męskości, elegancji oraz klasy. I chociaż życie u boku tłumów wielbicielek bywało wyczerpujące, Aleksander Żabczyński pozostał gentlemanem do samego końca.

Czytaj też:
Toksyczny związek doprowadził aktorkę do śmierci. Miała 22 lata
Czytaj też:
Poznali się na planie serialu, nie zwlekali ze ślubem. Są razem już blisko 60 lat

Źródło: WPROST.pl