„Wiedźmin: Zmora Wilka”. Już gdzieś to widzieliśmy, ale i tak było przyjemnie

„Wiedźmin: Zmora Wilka”. Już gdzieś to widzieliśmy, ale i tak było przyjemnie

Kadr z serialu „Wiedźmin: Zmora Wilka”
Kadr z serialu „Wiedźmin: Zmora Wilka” Źródło: Netflix
W poniedziałek 23 sierpnia na Netfliksie pojawił się kolejny tytuł ze świata „Wiedźmina”, Andrzeja Sapkowskiego. Czy animacja z podtytułem „Zmora Wilka” jest warta waszego czasu? Pewnie nie, ale jako fani i tak obejrzycie.

„Wiedźmin: Zmora Wilka” opowiada o wydarzeniach sprzed znanej wszystkim historii Geralta z Rivii. Głównym bohaterem jest tutaj Vesemir, nauczyciel Białego Wilka w Kaer Morhen. Oprócz aktualnych wydarzeń obserwujemy też retrospekcje z dzieciństwa Vesemira, które mają powiedzieć nam nieco więcej o tej postaci.

Dowiadujemy się, że przeszedł ścieżkę podobną do wielu innych chłopców, z których później szkolono wiedźminów. Poznajemy też lepiej ten proces, uświadamiając sobie jego cenę. Wydaje się, że wątek ten zasługuje na nieco bardziej pogłębioną historię, ale niech będzie i krótka animacja.

Vesemir jakiego nie znamy

Czytelnicy książek Sapkowskiego i fani gier CD Projekt RED z pewnością mają w głowie inny obraz Vesemira niż ten przedstawiony w animacji Netfliksa. W „Zmorze Wilka” jest to skupiony na zarobku i dobrej zabawie młodzian, który chyba tylko dla kaprysu wciąż trzyma się jakiegoś wewnętrznego kompasu moralnego.

Na upartego można tu doszukiwać się wydarzeń, które później uczynią z niego ostrożnego ponuraka. Osoby przyzwyczajone do dobrze nakreślonych postaci w prozie Sapkowskiego mogą jednak poczuć tutaj pewne rozczarowanie. Vesemir zabija potwory, broni swoich i tylko na jeden moment pozwala sobie uwolnić uczucia. To chwila z potencjałem na wyciśnięcie łezki. Chyba jedyna w całej produkcji.

Styl odbity z kalki

W dość brutalnie zaprezentowanych scenach walki możemy przekonać się, jak biegle główny bohater włada mieczem oraz wiedźmińską magią. Animacje do złudzenia przypominają te z netfliksowej „Castlevanii” czy netfliksowego „DOTA: Dragon's Blood”. Pod tym względem nie nastawiajcie się więc na nic oryginalnego, choć nie ma też fuszerki. Jest przyzwoicie.

Jeśli nie oglądaliście wspomnianych tytułów, może nawet wam się podobać. Jeśli je widzieliście, to też was nie odrzuci od ekranu. Trzeba jednak zwrócić na to uwagę, bo w końcu ten schemat brzydko się zużyje i zacznie być obciążeniem dla animacji Netfliksa. Warto czasem zrobić coś odważnego i nowego, niż bezpiecznie powielać tę samą formę.

Kolejny średniak wśród animacji

„Przyzwoity” i „w porządku” – taki jest właściwie cały ten film. Spełnia minimalne standardy, ale nic ponad to. Nie jest na tyle długi, żeby znudzić, ale też nie na tyle wciągający, by chciało się więcej. Opowiada niezłą historię, ale w mało oryginalny sposób.

Jednym z elementów zasługujących na wyróżnienie okazuje się w tym wypadku muzyka. Już pierwsza piosenka przywodzi na myśl ballady Jaskra i z powodzeniem mogłaby znaleźć się w soundtracku do serialowej wersji z Henrym Cavillem. W niektórych momentach wyłapywałem też najprostsze motywy przygrywające w tle, co nie jest tak częste w podobnych produkcjach.

„Wiedźmin: Zmora Wilka”? Można dać szansę, nie trzeba

„Wiedźmin: Zmora Wilka” ma swoje momenty, choć dawkowane bardzo oszczędnie. Powiększa wiedzę o wiedźmińskim uniwersum i wyjaśnia pewne kwestie. Robi to jednak w formie ściągi pisanej na skrawku kartki, a nie choćby czegoś na kształt streszczenia. Mimo wszystko zapewnia pewien przyzwoity poziom rozrywki i fanów „Wiedźmina” nie powinien znudzić. Jeśli macie dziś wolny wieczór, to włączcie. Najpóźniej po dwóch kwadransach będziecie wiedzieć, czy macie ochotę na kolejne.

Czytaj też:
Tydzień na Netflix. Co nowego obejrzymy? Lista premier

Źródło: WPROST.pl