Po ponad dwóch dekadach przerwy wraca jeden z najgłośniejszych telewizyjnych hitów lat 90. Polsat rusza z odświeżoną wersję „Randki w ciemno”. Programu, który kiedyś bił rekordy popularności, budzi nostalgię, ale też lekkie zażenowanie.
Piotr Gąsowski zaprasza na „Randkę w ciemno”
Nowa „Randka w ciemno” zadebiutuje w jesiennej ramówce Polsatu już 4 października. Program poprowadzi Piotr Gąsowski, a premierowe odcinki będą emitowane w sobotnie popołudnia o godz. 16.30. Jak zapowiadają twórcy, celem programu jest „rozgrzanie serc widzów i poszukiwaczy miłości”. W każdym odcinku widzowie zobaczą dwie randkowe rozgrywki, w których singiel lub singielka wybierze swoją drugą połówkę na podstawie rozmowy – bez widoku twarzy kandydatów.
Gospodarz show zapowiada format jako alternatywę dla cyfrowego świata szybkich randek. „Takie programy są potrzebne, bo nie wystarczy tylko kliknąć” – mówił Piotr Gąsowski podczas prezentacji ramówki.
Pierwsza „Randka w ciemno” była ustawką?
Choć dziś może się to wydawać niewinne, „Randka w ciemno”, której pierwszy odcinek, prowadzony wówczas przez Jacka Kawalca, aktora i wokalistę Budki Suflera (później zastąpił go Tomasz Kammel), wyemitowano 11 grudnia 1992 r., była prawdziwym telewizyjnym fenomenem. Także żenującym spektaklem sterowanym zza kulis. Jak się okazuje, w programie uczestnicy wygłaszali przygotowane wcześniej mowy z przylepionymi przez reżysera uśmiechami na twarzy.
„Siermiężnie to brzmiało, sztucznie” – wspominał pierwszy prowadzący w książce „Dawno temu w telewizji” Kamila Bałuka. – „Pytania i odpowiedzi brzmiały, jak brzmiały, bo uczestnicy czytali je z kartki. W dodatku nie pisali ich sami, dostawali napisane od redaktorów” -dodał Kawalec, podkreślając, że on sam „walczył z tym od początku”.
Jak twierdzi Kawalec, cały program był precyzyjnie ustawiony, z wyjątkiem wyboru kandydata, choć i ten element potrafił być „naprowadzany”. „[…] nawet gdy trafił się ciekawszy człowiek, blokowały go te rozpisane dialogi, naciski, powtórki. ‘Proszę się uśmiechnąć, jeszcze raz, jeszcze raz’” – opowiadał o tremie i manipulowaniu emocjami zza kamery.
„Program prostszy niż disco polo”
Legendarny prowadzący ujawnił też, że na widowni często zasiadała rodzina lub znajomi uczestników, którzy przekazywali umówiony znak wskazujący, którego kandydata należy wybrać. Po co to wszystko? Stawka była wysoka.
Nagrodą za udział była wspólna wycieczka — krajowa lub zagraniczna — wybranej w programie pary. Dziś można się z tego śmiać, ale w latach 90., tuż po upadku PRL-u, była to atrakcja wręcz nieosiągalna dla przeciętnego Polaka. „Ludzie szaleli za tymi wycieczkami. Komuny nie było raptem od trzech, czterech lat, dopiero od niedawna każdy, kto chciał, miał paszport. Ale przede wszystkim chodziło o pieniądze, na takie podróże po prostu nikogo nie było stać” – wspominał pierwszy prowadzący.
Zdarzały się nawet przypadki, kiedy do programu zgłaszały się pary udające singli, by wspólnie zdobyć wycieczkę na koszt producentów. „Randka w ciemno to był, nie oszukujmy się, program prostszy niż disco polo” – podsumował w książce gorzko Jacek Kawalec.
Czytaj też:
Dużo nowości w „Milionerach”. Co się zmieniło?Czytaj też:
Wiemy, co jesienią zobaczymy w Polsacie. „Wyciągajcie piloty”