Kiedy CD Projekt RED ogłosił współpracę z Netfliksem nad własną animacją na bazie gry, świat nie stanął w miejscu. Przeciwnie, wielu graczy rozczarowanych przedwczesną premierą Cyberpunka 2077 niejako odwróciło wzrok od tej informacji i pospiesznie odeszło w swoją stronę. Chcieliśmy łatek do setek bugów, czekaliśmy na niezbędne updejty. Liczyliśmy na zapowiedzianą dodatkową zawartość, która mogłaby zapełnić piękne i pustawe jak dworzec Łódź Fabryczna Night City. Komiksy i seriale były zapowiedzią rozdrabniania zasobów, poszerzania świata gry, a nie jego pogłębiania. Pierwsze wzmianki o „Edgerunners” raczej nie zostały przyjęte z należytą uwagą.
Czas jednak mijał, gracze zapomnieli o Cyberpunku 2077, a o serialu związanym z tym tytułem pamiętać mogli chyba tylko najbardziej zagorzali fani, śledzący na bieżąco media społecznościowe „Redów”. Trzeba przyznać, że tak jak przesadny hype, rozkręcone przez machinę marketingową wyolbrzymione oczekiwania wpłynęły na mieszany odbiór gry komputerowej CDP RED, tak niemal zupełna cisza przysłużyła się premierze „Cyberpunk: Edgerunners”. O ile tam dostaliśmy wielkie dzieło, któremu „czegoś” brakowało, tak tutaj zaskoczy nas mała forma, stanowiąca wreszcie dopieszczoną całość.
Anime zaczyna się zresztą na tyle dziwnie, że dodatkowo usypia naszą czujność. W pierwszej scenie jesteśmy wrzucani w niezrozumiałą i mało ciekawą walkę. Wszystko jednak wyjaśnia się już po chwili, a w naszej głowie ożywa świat przyszłości, wykreowany przez Mike'a Pondsmitha. Przypominamy sobie wszystkie powiązania i zależności, odmienności i dziwactwa, specyficzne zasady rządzące Night City i jego mieszkańcami. W ciągu pierwszych minut resetują się wszystkie nasze ustawienia i otrzymujemy niezbędną aktualizację. Jesteśmy w domu, wróciliśmy i znów wsiąkniemy na długie godziny.
Trzy grupy, w które „Edgerunners” trafia bezbłędnie
Nie zdradzając niczego ze scenariusza należy zaznaczyć, że serial nie kontynuuje żadnych wątków znanych z gry. Otrzymujemy zupełnie nową historię, która od pierwszego odcinka wciąga nas całkowicie. Współodczuwamy z głównym bohaterem, porusza nas jego beznadziejny los i ze strachem obserwujemy, jak błyskawicznie zmienia się jego sytuacja życiowa. Biedne ale stabilne trwanie z każdą chwilą coraz bardziej przypomina jazdę na rollercoasterze. Bez najmniejszego wahania można stwierdzić, że to pozycja obowiązkowa dla każdego fana cyberpunka, anime i gry CD Projekt RED. Co ważne, nie trzeba koniecznie lubić wszystkich trzech elementów, by dzieło studia Trigger zachwyciło.