W pięcioodcinkowym serialu fabularnym HBO „Czarnobyl”, który premierę miał na przełomie maja i czerwca, przedstawiono szczegółowo przebieg katastrofy elektrowni w Czarnobylu i jej skutki widziane oczyma m.in. fizyka prof. Walerija Legasowa. W serialu przedstawiono także śledztwo, wyjaśniające, jak doszło do awarii z 26 kwietnia 1986 r.
Inżynier jądrowy zajmujący się badaniem awarii reaktorów, prof. Andrzej Strupczewski, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Jądrowego z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) w Świerku w rozmowie z PAP bardzo chwali serial. Jego zdaniem wiernie przedstawiono tam przyczyny katastrofy. – Nie mam zastrzeżeń do tego, co w filmie mówi prof. Legasow – postać ta bardzo dobrze wyjaśnia istotę sprawy – powód katastrofy – komentuje naukowiec.
Jednak zdaniem badacza z NCBJ w serialu przy okazji uzasadniania przyczyn awarii, trochę za bardzo podkreślono winę operatorów elektrowni. W scenach prezentujących chwile przed wybuchem reaktora pokazano, jak Anatolij Diatłow nadzorujący wtedy pracę reaktora gwałtownie naciska na podległą mu załogę, aby wykonywała jego polecenia, a załoga stawia mu opór. – To nie znajduje potwierdzenia w tzw. zeszycie czarnobylskim, gdzie spisane są wspomnienia pięciu członków załogi, którzy przeżyli awarię – mówi prof. Strupczewski.
Specjalista do spraw bezpieczeństwa jądrowego z NCBJ zwraca też uwagę, że w serialu dość mało miejsca poświęca się temu, jak do katastrofy przyczyniły się uchybienia na etapie budowy reaktora. – Reaktor RBMK w Czarnobylu był reaktorem podwójnego przeznaczenia. Jego konstrukcja była wzorowana na konstrukcjach przeznaczenia militarnego. Mógł produkować energię elektryczną, ale można go było w każdej chwili przestawić na produkcję plutonu klasy militarnej na potrzeby wojska – mówi fizyk. Dodaje, że przy użyciu plutonu można byłoby wyprodukować bomby lub pociski atomowe dla wojska.
W związku z zastosowaniami wojskowymi reaktora, jego konstrukcja była ściśle tajna. – Bardzo mała grupa ludzi wiedziała, jak reaktor pracuje. Nie było w związku z tym możliwości krytyki, wychwycenia błędów, sprawdzenia, jak on działa – podkreśla prof. Strupczewski.
Tłumaczy, że budowa reaktora nie była typowa dla reaktorów stosowanych w energetyce jądrowej właśnie ze względu na jego podwójne zastosowanie. –Kiedy wyłączy się prąd albo nastąpi jakaś awaria systemu chłodzenia w reaktorze jądrowym, oczekujemy, że reaktor będzie się samoczynnie wyłączał. I tak to działa w typowych konstrukcjach. A w Czarnobylu odwrotnie – reaktor był niestabilny: kiedy malał przepływ wody chłodzącej reaktor, temperatura w jego wnętrzu rosła. Tak nie powinno być! To było niezgodne z zasadami bezpieczeństwa na świecie – również z przepisami obowiązującymi wtedy w ZSRR. Nie można budować reaktorów, których moc rośnie samoczynnie w razie awarii w układzie chłodzenia! – zwraca uwagę prof. Strupczewski.
Jak dodaje, błędy popełniono też projektując system wyłączania reaktora. Na końcach prętów bezpieczeństwa, które w razie awarii miały opaść na reaktor i pochłaniać energię z prętów uranowych, umieszczono – z oszczędności – części z grafitu. One w krytycznym momencie zwiększyły temperaturę w reaktorze, zamiast ją obniżyć. – Z całą pewnością operatorzy nie wiedzieli, że wyciągnięci wszystkich prętów bezpieczeństwa i wprowadzenie ich na raz do reaktora spowoduje jego wybuch – komentuje rozmówca PAP.
Według inżyniera z NCBJ operatorzy popełnili błędy. – Ale wszystkie te błędy, które zrobili, w normalnym reaktorze zbudowanym we Francji, USA czy w Niemczech, nie spowodowałyby żadnych innych skutków poza wyłączeniem reaktora. A w ZSRR te błędy doprowadziły do ciężkiej awarii i katastrofy – ocenia ekspert.
Zauważa, że reaktory RBMK (Reaktory Kanałowe Dużej Mocy) były budowane jedynie na terenie ZSRR i nie spełniały zasad bezpieczeństwa. Wymienia, że na Ukrainie istniały cztery takie reaktory, a na Litwie dwa. – Tam są już one wyłączone i przechodzą proces rozbiórki. A na terenie Rosji reaktory RBMK kończą swój bieg, a na ich miejsce powstają nowoczesne reaktory podobne do reaktorów zachodnich – zapewnia badacz.
Prof. Strupczewski podsumowuje, że reaktor w czarnobylskiej elektrowni był zaprojektowany wadliwie i był dziełem małego zespołu ludzi, którzy pracowali w warunkach daleko posuniętej tajności. – Projektu nikt nie konsultował, nie analizował, nie sprawdzał w gronie międzynarodowym. I miał dwie wady: po pierwsze, jego moc rosła przy wzroście temperatury, a po drugie, pręty bezpieczeństwa były błędnie zaprojektowanie – streszcza naukowiec.
Wskazuje przy tym, że wszelkie konstrukcje współczesnych reaktorów są znane i jawne: projekty są publicznie dostępne zarówno dla zwolenników, jak i przeciwników – jeszcze na długo przed budową instalacji. – Każdy może więc się wypowiedzieć na temat bezpieczeństwa danej konstrukcji i wskazać ewentualne luki w zabezpieczeniach. Tej kontroli w przypadku RBMK nie było – zwraca uwagę naukowiec.