Wszy, sierociniec i strzelaniny, czyli dzieciństwo Jerzego Skolimowskiego. „Byłem niedożywiony”

Wszy, sierociniec i strzelaniny, czyli dzieciństwo Jerzego Skolimowskiego. „Byłem niedożywiony”

Jerzy Skolimowski
Jerzy Skolimowski Źródło:Newspix.pl / Maciej Śmiarowski
Jest cenionym reżyserem, jednak w przeszłości borykał się z wieloma problemami. Jerzy Skolimowski przeżył niejedną tragedię.

Bez wątpienia Jerzy Skolimowski należy do grona najzdolniejszych i najbardziej szanowanych polskich twórców filmowych, choć – jak wyznał w jednym z wywiadów – Roman Polański mówił mu: „Gdybyś nie był takim leniem, o wiele więcej byś osiągnął”. 5 maja 2024 roku reżyser i scenarzysta obchodzi swoje 86. urodziny. Z tego powodu przypominamy najbardziej poruszające fragmenty rozmowy, którą kilka lat temu odbyła z nim dziennikarka „Gazety Wyborczej”.

Jerzy Skolimowski o dzieciństwie i rodzicach

Sam Jerzy Skolimowski mawia, że jest przedziwną kombinacją genetyczną, gdyż ma połowę polskiej krwi po ojcu i matce, ale po ćwierci francuskiej i rosyjskiej. Chociaż jego przodkowie to XVI-wieczna szlachta, a dziadek reżysera zaprojektował nowe miasto nad Morzem Żółtym (nazywa się teraz Dalian), które miało konkurować z Hongkongiem, to nie miał łatwego dzieciństwa.

Urodził się 5 maja 1938 roku, a rok później przysypało go gruzami w piwnicy. Mama scenarzysty pazurami odgrzebywała go spod cegieł, a kiedy go wyciągnęła, miał zdeformowaną twarz. – Stąd ten mój nos zgnieciony i moje zacinanie. (...) Przez wiele tygodni nie wydawałem z siebie żadnego dźwięku. A potem, kiedy zacząłem wreszcie mówić, okropnie się jąkałem – tłumaczył.

Z kolei kilka lat później, matka przyszłego reżysera ukryła w domu rodzinę Żydowską. Gdy w 1942 roku mieszkali na Ogrodowej, tuż przy murze getta, wzięła do siebie kobietę z dwiema małymi córeczkami. – Matka schowała je w małej spiżarni przylegającej do kuchni, drzwi były zastawione dużym kredensem. Czasami wychodziły. (...) Były u nas nawet w czasie paru najść gestapo. Pamiętam walenie kolbami w drzwi, nagle, w środku nocy. Byłem wytresowany przez rodziców na takie słodkie dziecko, które ma skakać radośnie w łóżeczku z siateczką, na materacyku, pod którym była drukarka do robienia biuletynu konspiracyjnego. No to skakałem, a ci gestapowcy kiedyś dali mi nawet jakieś cukiereczki – wspominał.

– Nie wypuszczano mnie z domu. W ogóle. Pewnie żebym czegoś nie wygadał. Żadnego podwórka, żadnych zabaw z dziećmi. Pamiętam tylko, że raz była straszna awantura, bo z balkonu ziemią z doniczek rzucałem w ludzi. Balkon to był mój jedyny kontakt ze światem. Aż ktoś przyszedł ze skargą i odtąd nie wypuszczano mnie już nawet na balkon – mówił.

Następnie, w czasie Powstania Warszawskiego, przebywał w sierocińcu pod Warszawą, a mianowicie w Otwocku. – Mam przed oczami łunę nad płonącym miastem. Pamiętam huk, strzelaninę. Pełna ścieżka dźwiękowa plus ta łuna – opisywał. Trafił do placówki, gdyż jego ojciec Stanisław Skolimowski był jednym z szefów Związku Walki Zbrojnej w Warszawie. Finalnie mężczyznę aresztowano, torturowano i zagazowano w obozie koncentracyjnym Flossenbürg.

– W chwili śmierci miał 42 lata. Matka kontynuowała jego działalność konspiracyjną i prowadziła tajne komplety. (...) Przed wywózką do Flossenbürga ojca dość długo trzymano na Majdanku i matka do niego jeździła, czasami miała z nim jakiś kontakt, z daleka, przez druty. Ale w związku z tym, że matka koczowała pod tymi drutami, to mnie oddała do miejsca w Otwocku. (...) Trafiały tam dzieci, którymi już nikt nie mógł się opiekować. Głód, bieda straszna. Byłem tam do końca wojny – mówił w „Gazecie Wyborczej”.

Jerzy Skolimowski przyznał jednak, że najgorsze z czasów wojny było dla niego to, że miał wszy. – Trzeba było ich szukać, nawet w szwach ubrań. Zgniatać. Samo ich zgniatanie. Miałem te sześć lat, a w sierocińcu musiałem to sam robić. Pamiętam, że parę razy próbowałem stamtąd uciekać. (...) Nie wiem, dlaczego uciekałem, nie miałem przecież dokąd. (...) W dodatku przeszedłem w czasie wojny całą serię chorób, wszystko, co było można, nawet zapalenie opon mózgowych. Byłem chorowity, niedożywiony. Po 1945 pięćset najbardziej zagrożonych zdrowotnie dzieci w Polsce zostało wysłanych przez PCK do Szwajcarii. Mnie też tam wzięli, postawili na nogi – wyznał.

Czytaj też:
6 przemyśleń o „IO” Jerzego Skolimowskiego. Nie mamy Oscara, ale możemy być dumni
Czytaj też:
Jerzy Skolimowski. Niewinny czarodziej na oślim grzbiecie
Czytaj też:
Przejmujący teledysk od Dawida Podsiadło. W roli głównej Jerzy Skolimowski

Opracowała:
Źródło: WPROST.pl / Gazeta Wyborcza