Michał Czernecki dla „Wprost” o filmie „Skołowani”: Niestety zdarzało mi się zachowywać podobnie

Michał Czernecki dla „Wprost” o filmie „Skołowani”: Niestety zdarzało mi się zachowywać podobnie

Kadr z filmu „Skołowani”
Kadr z filmu „Skołowani” Źródło: Anna Gostkowska/Next Film
– Przeglądam się w zachowaniu granej przez siebie postaci Maksa i ze wstydem zdaję sobie sprawę, że zdarzało mi się w życiu zachowywać podobnie. Po pierwszych opiniach widzów wnoszę, że nie jestem jedynym facetem, który podczas seansu ma podobne odczucia – mówi dla „Wprost” Michał Czernecki o „Skołowanych”.

W „Skołowanych” w rolach głównych zobaczymy Agnieszkę Grochowską i Michała Czerneckiego. Produkcja to opowieść o miłości, która może odmienić nawet największego kłamcę.

Maks to niepoprawny kobieciarz, a zarazem notoryczny kłamca. Gdy Anna, młoda i atrakcyjna kobieta, bierze go za osobę niepełnosprawną, Maks brnie w kłamstwo, licząc na kolejny łatwy podryw. Anna ma jednak inny plan – przedstawia go swojej starszej siostrze – Julii – która porusza się na wózku. Niespodziewanie cynicznie nastawionego do świata Maksa i pełną energii Julię zaczyna łączyć coś więcej, ale... kłamstwo jako fundament relacji? Czy ta miłość ma szansę?

Aleksandra Krawczyk „Wprost”: Jak udało się panu opanować sztukę jeżdżenia na wózku? Zakładam, że to musiało być trudne zadanie.

Michał Czernecki: Prawdę mówiąc, miałem dużo łatwiejsze zadanie niż Agnieszka Grochowska, której wiarygodność jako postaci z niepełnosprawnością była kluczowa dla całej naszej opowieści. Innymi słowy – im mój bohater, zwłaszcza w pierwszej części filmu, mniej sprawnie porusza się na wózku, tym lepiej dla dramaturgii „Skołowanych” i komediowej warstwy opowiadania. Zdjęcia do filmu ułożone były względnie chronologicznie, więc miałem czas uczyć się obsługi wózka razem z moim bohaterem.

Ma pan ulubioną scenę?

Wszystkie sceny są mi w jakiś sposób bliskie, bo wszystkie aktywnie współtworzyłem. Ze szczególnym wszakże sentymentem patrzę na scenę rozmowy podczas kolacji w domu Maksa. Dzięki wysiłkowi wielu osób na planie i wszystkich pionów twórczych ten fragment ma w sobie dużo uroku, tak niezbędnego w tej konwencji gatunkowej. Mimo że jest to chyba najdłuższa scena w filmie, nasycenie emocjonalne i szczypta filmowej magii, powodują, że się ona nie dłuży i nie pozwala osłabnąć naszemu zaangażowaniu.

Jest coś, co dał pan Maksowi od siebie?

Maks jest postacią wymyśloną przez scenarzystów na usługi konkretnej filmowej historii. Jako aktor, siłą rzeczy, użyczam granym przez siebie bohaterom swojej szeroko rozumianej fizyczności, a także emocjonalności i wyobraźni.

Jako widz „Skołowanych” przeglądam się w zachowaniu granej przez siebie postaci Maksa i ze wstydem zdaję sobie sprawę, że zdarzało mi się w życiu zachowywać podobnie. Po pierwszych opiniach widzów wnoszę, że nie jestem jedynym facetem, który podczas seansu ma podobne odczucia. A to oznacza dla mnie, że stworzyliśmy postać, z którą widz może się identyfikować a tym samym przeżywać tę historię razem z nią.

Jak pan myśli, czy jest szansa, że ten film choć trochę zmieni postrzeganie osób z niepełnosprawnością?

Z całą pewnością jeden film, nawet taki, który – jak „Skołowani” – nie tylko bawi, ale i wzrusza, a także prawdopodobnie skłania do refleksji, nie jest w stanie zmienić czy przebudować stereotypów lub przekonań zakorzenionych głęboko i od dawna.

Ale jeśli okaże się, że przekaz produkcji jest na tyle sugestywny, że daje asumpt do dyskusji, stanie się zaczątkiem poważnej rozmowy albo przynajmniej sprowokuje do tego, żeby choć na moment spojrzeć na świat z perspektywy osoby z niepełnosprawnością, to już będzie bardzo dużo. A na pewno więcej, niż twórcy, bądź co bądź komedii, mogliby od swojego filmu oczekiwać.

Jakim jednym słowem opisałby pan film „Skołowani” i dlaczego?

Nasi widzowie opisują nasz film całą paletą pozytywnych określeń. Nie spotkałem się dotychczas z żadną negatywną opinią. Najczęściej jednak pojawia się określenie, że „Skołowani” to opowieść pełna ciepła. Zgadzam się z tym i bardzo się z takiego odbioru naszej pracy cieszę.

Bo przy całej dynamice zdarzeń zawartych w filmie, pewnej odwadze, a czasami nawet ryzykowności żartu, „Skołowani” są wciąż filmem o transformującej sile miłości. A my opowiadamy o wszystkich naszych bohaterach z czułością i zrozumieniem.

Czytaj też:
„Osoba z niepełnosprawnością może być hipnotyzująca”. Marianna Zydek dla „Wprost” o filmie „Skołowani”
Czytaj też:
Lichocka oburzona nowym filmem Holland. „To jest element walki z polskim rządem”

Źródło: WPROST.pl