„Cały ten seks” zapowiadany był jako diagnoza życia erotycznego Polaków. Momentami faktycznie się to udało. Nie zabrakło jednak powielania stereotypów i niewybrednych drwin z fantazji erotycznych.
Chociaż twórcy bardzo starali się, by każdy z nas mógł znaleźć coś dla siebie, to wyszło po łebkach i karykaturalnie. Pierwszy polski film fabularny Amazona „Cały ten seks” wyprodukowany przez Ewę Lewandowską i Tomasza Mandesa zapewne miał zachęcić do dyskusji o intymności, jednak nie końca im się to udało.
„Cały ten seks” – czy warto zobaczyć?
Polska produkcja jest oparta na australijskim „The Little Death”. W trakcie filmu poznajemy sześć par i trudno ocenić, której z nich wątki są najbardziej żenujące. Już w pierwszych minutach widzimy Marka (Piotr Stramowski) oraz Annę (Anna Karmarczyk), którzy, chociaż są zakochani, to zdają się mieć inne oczekiwania wobec życia. Ona po siedmiu latach związku marzy o pierścionku, on gardzi instytucją, jaką jest małżeństwo. Ona pracuje w branży beauty, a on w korporacji. Jednak oglądając ich perypetie, w kwestii mentalności seksualnej, mamy wrażenie cofania się o lata świetlne. Bohaterka twierdzi, że chce zostać zgwałcona. Tak, zgwałcona. On próbuje stanąć na wysokości zadania i to konstruuje (nieudany) wątek Marka i Anny.
Kolejną z par jest Alicja (Magdalena Lamparska) i Robert (Piotr Witkowski). Ona żyje w pięknym domu i marzy o ciąży, w którą nie może zajść, a on jest karierowiczem, który stawia na samorozwój. Mężczyzna jest zadaniowcem, niestety bezradym w przypadku spłodzenia potomstwa. Ostatecznie okazuje się, że Alicja odkrywa, że podniecają ją łzy męża, a przecież łatwiej w ciążę zajść mając orgazm. To doprowadza do wielu sytuacji, które są mało wiarygodne nawet na ekranie.
Wątkiem wartym docenienia jest małżeństwo o krok od rozwodu: Zofia (Katarzyna Warnke) i Artur (Michał Czernecki). W ich wypadku twórcy pokazali konstruktywny sposób na naprawę związku. Nie tylko w kwestii walki o długotrwałą relację, ale także ciekawy sposób, który może być inspiracją dla widzów.
W produkcji „Cały ten seks” pojawia się także historia dwójki młodych ludzi, którzy dopiero odkrywają swoją seksualność i chociaż wszystko kończy się dobrze, to jest to naprawdę do znudzenia przewidywalne. Podobnie jak wątek Oli (Laura Breszka) i Olka (Otar Saralidze). Nie tylko nie wnosi nic do realnej dyskusji o seksie, ale nawet nie jest śmieszny.
„Cały ten seks” – diagnoza życia erotycznego Polaków?
Na samym końcu pojawia się najlepszy wątek. Amelia (Wiktoria Filus), która nie dosłyszy, poznaje głuchoniemego Maksa (Mateusz Więcławek). Chociaż łączy ich przypadek, to okazuje się to wygranym losem na loterii. Historia nie tylko odczarowuje zbliżenia osób z niepełnosprawnościami, ale jest romantyczna w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Trzeba jednak przyznać, że wątki bohaterów naprawdę ciekawie się przecinają. Kolejnym plusem jest świetna obsada oraz fakt, że aktorzy naprawdę grają i stają na wysokości zadania.
Film „Cały ten seks” jest dostępny od 10 listopada 2023 roku na platformie– Video.
Czytaj też:
„Chłopi” z kolejnym rekordem. Film zobaczyło milion widzówCzytaj też:
„Simona Kossak” z Sandrą Drzymalską. Wyjątkowa historia córki malarza