Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Kulisy telewizji są ciekawsze niż to, co się dzieje na pierwszym planie?
Michał Piróg: Różnie. W większości produkcji jednak fajniejsze jest to, co widzimy już na ekranie, bo niejednokrotnie samego powstawania ludzie nie oglądaliby z pasją: to potyczki, trudności, czasem niedofinansowanie, braki… Kulisy są zazwyczaj żmudne, nudne, trwające godzinami, wyprowadzające wszystkich z równowagi. W opinii innych świat show-biznesu i telewizji jest lukrowany i fascynujący, a prawda jest taka, że to wszystko powstaje w takich samych mękach, jak codzienne życie. Lepiej, że ludzie tego nie widzą.
Ale później tak czy siak się słyszy: „No ale co ona takiego zrobiła? A tyyyle zarabia!” A te zarobki też są mitem. Ja swoją historię z telewizją zacząłem wokół tańca – to jest taka historia Kopciuszka: wzięto mnie eksperymentalnie jako specjalistę od choreografii do programu MTV, dano spróbować tej materii, sprawdzano, czy dam radę i chyba dałem, bo przyszło do mnie tego więcej, zadziała się rewolucja. Jednak gdybym nie miał swoich umiejętności rzemieślniczych, to nie byłoby tam dla mnie wtedy miejsca.
Ale z pracą jest u mnie jak ze związkami.
To znaczy?
Dlaczego do tej pory nie stworzyłem długoletniego? Myślę sobie: „Dobra, a co dalej? To mnie jeszcze interesuje, tego chciałbym spróbować, tam pójść…” Kraj, w którym mieszkam, miasto, mieszkanie – muszę te rzeczy regularnie zmieniać; nie jestem osobą, która wpada w coś po uszy i przez 50 lat będzie robiła to samo, bo wiem, że jest wiele rzeczy czających się za rogiem i one mnie bardzo interesują.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.