Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Kiedy pan w swoim życiu idzie na całość?
Zygmunt Chajzer: Ja chyba nie jestem jakimś wielkim ryzykantem życiowym, raczej staram się stąpać po sprawdzonym gruncie, choć bywają sytuacje, że podejmuję ryzyko i wykorzystuję okazje. Jeśli mam szansę zrobienia czegoś nowego – próbuję, najwyżej się nie uda. Tak było w przypadku wielu programów, które prowadziłem. Zastanawiałem się: Brać? Nie brać? I odpowiadałem sobie: Brać! Potem zobaczymy, co się wydarzy.
A potrafi pan zaszaleć np. w kwestii inwestowania?
Parę takich głupich pomysłów było, straty się zdarzały… Ale komu głupie pomysły nie przychodzą do głowy?
Ale to nie były straty rzędu tych, które poniósł Michał Wiśniewski?
Nie, bankrutem nie jestem. Ale one wiążą się chyba częściowo z tym, że myśmy weszli w okres kapitalizmu nieprzygotowani. Ja, pracując na etacie w Polskim Radiu, tak naprawdę nie wiedziałem, co to są podatki.
Szło się do kasy, dostawało pieniądze w gotówce, bo nie było przelewów i człowiek nie miał zielonego pojęcia o podatkach, ubezpieczeniach, o całym tym funkcjonowaniu finansowym.
I nagle na początku lat 90. skoczyliśmy na głęboką wodę, gdzie trzeba było samodzielnie podejmować decyzje dotyczące własnych finansów i inwestowania. Powoli pojawiały się też lepsze zarobki, w związku z tym też pomysły, jak z tych pieniędzy zrobić jeszcze większe, a to rzadko się udawało.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.