Sześć minut ostrego amatorskiego porno. Tak zaczyna się zwycięski film tegorocznego Berlinale. Ale przez całą resztę „Bad Luck Banging or Loony Porn” bohaterowie pozostają nie tylko w pełni ubrani, ale też ich twarze zakrywają maseczki.
Radu Jude tworzy ostrą satyrę na rumuńskie społeczeństwo A.D. 2020. „Nawet w domu, przed ekranem laptopa, ta propozycja jest jak policzek w twarz” - pisała krytyczka Stephanie Bunbury, na łamach „The Sydney Morning Herald” próbując zdefiniować typ „kina covidiańskiego”. Widzowie zwracają teraz uwagę na inne filmy niż przed pandemią. Bo też inaczej je oglądają.
- To tylko ogłoszenie nagród. Jeszcze będzie gala, jeszcze się spotkamy – powtarzał dyrektor artystyczny Berlinale, Carlo Chatrian, kiedy jury ogłaszało werdykt.
W wywiadach mówił: - Nigdy nie rozważaliśmy opcji całkowitego przeniesienia imprezy do online'u. Rozumiem, dlaczego na ten krok zdecydowało się Sundance. Ale w Stanach panuje inna kultura festiwalowa. W Europie kino było i będzie doświadczeniem wspólnotowym.
Dlatego Niemcy podzielili imprezę na dwie części. Ta pierwsza, właśnie zakończona, przeznaczona była wyłącznie dla branży i prasy. W czerwcu zaś ma odbyć się fizyczne wydarzenie, w berlińskich kinach, z udziałem gości i publiczności.
Czas pokaże, na ile ta formuła się sprawdzi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.