Jakub Pankowiak zaznacza też, że niestety musiał opowiedzieć o swojej historii publiczne, ponieważ w inny sposób "się nie dało". Wyznał, że do tej pory nie usłyszał przeprosin od swojego oprawcy. Dodał jednak, że ma nadzieję, że jego wyznanie pomogło nie tylko jemu, ale pomoże również innym pokrzywdzonym. – Nie tylko przez księży pedofilów, ale także przez innych, którzy krzywdzili – mówi.
Jak wyjaśnił mężczyzna, sprawa księdza ukazanego w materiale, wciąż jest w prokuraturze. – Postępowanie w prokuraturze trwa już 1,5 roku. Wydaje się, że to całkiem długo. Pani prokurator, która prowadzi sprawę, bardzo się stara, żeby w końcu doprowadzić ją do sądu – powiedział. Wyznał jednak, że największą karą dla oprawcy jest według niego to, co się dzisiaj dzieje. – To, że dzisiaj cała Polska się o nim dowiedziała, jest w moim mniemaniu wystarczającą karą i szczerze mówiąc na dzień dzisiejszy już niespecjalnie nawet mi zależy na tym, żeby usłyszał jakiekolwiek wyrok. To jest człowiek, który ma pięćdziesiąt kilka lat, schorowany, więc nie miałbym żadnej satysfakcji z tego, że będzie siedział w więzieniu – zaznaczył. Dodał, że słowo "przepraszam" nie miałoby dla niego teraz dużej wartości.
„Dotykał i całował nas, gdy rodzice byli w domu”
W dokumencie „Zabawa w chowanego” poznajemy braci Jakuba i Bartłomieja Pankowiaków, którzy jako dzieci molestowani byli przez księdza Arkadiusza Hajdasza. Młodzi chłopcy – wówczas mieli około 7 i 13 lat, mieszkali z rodzicami w domu parafialnym w Pleszewie, ponieważ ich ojciec był organistą w Parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela.
Dom parafialny miał duże pomieszczenia, dookoła był park, a nieopodal boisko. Były tam dwa mieszkania – rodzina Pankowiaków zajmowała to na górze, na dole mieszkało starsze małżeństwo. – Kuchnia i łazienka były na uboczu i był ciąg trzech pomieszczeń takich mieszkalnych. Duży salon, pokój, pokój mniejszy, w którym my mieszkaliśmy z bratem i najmniejszy pokój, który zajmowała siostra – opowiada Jakub w dokumencie.
Kiedy przychodził do nich ksiądz Arkadiusz Hajdasz, to siadał w tym ostatnim pokoju. – Kiedy ktoś szedł, było słychać. Był na tyle bezczelny, że nas dotykał i całował, gdy rodzice byli w domu. Bo wiedział, że jak mama wyjdzie z kuchni i będzie szła to pokoju, zajmie jej to z 15 sekund i w tym czasie mógł zakończyć swe działania – wyjaśnia Jakub. Ksiądz uczył go grać na gitarze, wtedy zamykali się w pokoju. – Mama myślała, że ćwiczymy, a on wtedy robił, co robił – mówi. – Z tego, co mówił mi Bartek, mój brat, u niego wyglądało to dokładnie tak samo – mówi. Jego brat, Bartłomiej, powiedział mu o tym, że również był molestowany przez Hajdasza, dopiero około 8 lat temu. – Miałem 13 lat, a wydawało mi się, że już może jestem dorosły i nie przyszło mi do głowy, że można się zainteresować seksualnie 7-latkiem – opowiada Jakub w dokumencie.
Czytaj też:
„Mafia lawendowa” w Kościele. „Watykan i Rzym to jest siedlisko”