Martin Scorsese, Francis Ford Coppola, a teraz także Quentin Tarantino – na naszych oczach zawiązuje się koalicja słynnych reżyserów, którzy wspólnie wypowiadają wojnę „złu”: filmom robionym taśmowo, produktom wielkich korporacji. By walczyć z fenomenem filmowych „Avengersów”, sami tworzą coś na wzór grupy superbohaterów.
W swoim wywiadzie dla portalu Deadline Tarantino mówi zresztą wprost: rok 2019 był rokiem wojny pomiędzy filmowymi blockubusterami i filmami z odrobiną ambicji. Do tej pierwszej grupy zaliczyłby wszystko z uniwersum filmowego Marvela, „Gwiezdne Wojny”, filmy o King Kongu czy Jamesie Bondzie. Jego zdaniem był to jeszcze rok zwycięski dla przeciwnej frakcji, ale przyszłość widzi raczej w ciemnych barwach. Cieszy go obecność „Jokera”, „1917” i „Małych kobietek” wśród nominowanych do Oscara za najlepszy film, uważa jednak, że w 2020 roku podobne produkcje mogą już nie dostać takiej szansy.
– To mógł być rok, w którym dominacja "komercyjnych produktów" mogła być kompletna – podkreślał. – Ale jednak nie była. Ukazało się wiele oryginalnych filmowych komentarzy, które domagały się obejrzenia i to obejrzenia w kinach. Ostatecznie to był naprawdę mocny rok... – mówił.
– Jak pokonać coś takiego jak „Avengers: Endgame”? Miesiąc przed premierą i miesiąc po premierze nie mówi się właściwie o niczym innym – zwracał uwagę Trantino. – Próbowali zrobić to samo z ostatnimi „Gwiezdnymi Wojnami” i nie wydaje mi się, żeby to do końca zadziałało, ale nie mogłeś lecieć z United Airlines i nie natknąć się na jakąś sprzedaż wiązaną. Mieli nawet scenę z „Gwiezdnych Wojen” w swoich spotach dotyczących bezpieczeństwa – mówił reżyser.
Czytaj też:
Martin Scorsese padł ofiarą... własnej córki. Fanom Marvela powinno się spodobaćCzytaj też:
Scorsese: Powiedziałem, że filmy Marvela to nie kino. Pozwólcie, że wyjaśnię