Aktorzy
Maciek:
Gdy oficjalnie potwierdziła się informacja, że w wiedźmina Geralta w najnowszej adaptacji twórczości Andrzeja Sapkowskiego wcieli się Henry Cavill, znany dotychczas przede wszystkim z roli supermana, wiele osób zaczęło się zastanawiać – czy to się uda? Teraz, kiedy widzimy efekty w postaci pierwszego sezonu serialu, można z czystym sercem stwierdzić, że to była bardzo dobra decyzja, a aktor zasługuje na pełne wyrazy uznania.
Z pewnością nie dziwi to osób, które śledziły materiały i wywiady z Cavillem publikowane jeszcze przed premierą serialu. Sam aktor jest ogromnym fanem wiedźmińskiego świata, który poznał z gier CD Projektu na długo zanim został zaproszony do pracy na planie. I to w ogromnej mierze przekłada się na ekran. W każdym momencie widać, że świetnie czuje tę postać. Cavill w pełni oddał charakter mrukliwego zabójcy potworów, który w życiu kieruje się własnym moralnym kodeksem i chociaż nie wierzy w przeznaczenie, musi się z nim mierzyć.
Świetnie wypadają sceny walki z pieczołowicie zaplanowaną choreografią, w której wystąpił sam Cavill, nie wyręczając się pomocą dublerów, co wymagało dużo większej pracy. Rozmowy z Płotką, sarkastyczne poczucie humoru, czy wreszcie mimika postaci wzbogacają postać. Chociaż podkreślanie gburowatego charakteru wiedźmina częstymi warknięciami i powtarzanym „fuck” jest już trochę przerysowane.
Doskonale wybrzmiał też duet Geralta i Jaskra. Joey Batey okazał się bardzo dobrym wyborem do roli przyjaciela wiedźmina. Bard jest dokładnie tak samo irytujący, gadatliwy i arogancki, jak jego książkowy pierwowzór. Dzięki obu kreacjom pomiędzy bohaterami czuć specyficzną więź, która połączyła gburowatego łowcę potworów i wiecznego bawidamka, którego wiedźmin musiał ciągle ratować z kłopotów.
Inne główne role, czyli Yennefer grana przez Anyę Chalotrę i Ciri w wykonaniu Freyi Allan wypadły dobrze, o wiele lepiej niż można było się spodziewać oglądając udostępnione przez premierą materiały. Z drugoplanowych ról pozytywnie wyróżnia się Jodhi May grająca Calanthe, negatywnie – Anny Schaffer w roli Triss Merigold.
Gabrysia:
Henry Cavill wcielając się w Geralta z Rivii jest bardzo przekonujący, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie jest to postać, która od razu nas oczaruje. Tytułowy Wiedźmin zawsze wie lepiej, ma wyłącznie błyskotliwe uwagi, radzi sobie sam i utrzymuje, że lubi samotność. Każdy, kto wytknie mu, że być może to tylko fasada, aby zachować twarz twardziela, otrzyma w zamian charakterystyczne powarkiwanie i zimne spojrzenie. Twórcy jednak z odcinka na odcinek bardzo sprawnie pokazują inne oblicza Geralta i powoli rozumiemy, że mamy do czynienia z kimś, kto jest po prostu dobry i prawy. Trudno nie trzymać kciuków za Geralta, który walczy z potworami, opowiada się za słabszymi, wsłuchuje się w historię każdego i jest w stanie naginać przepisy i zadania mu wyznaczone w zależności od zaistniałych okoliczności, swojego przeczucia i moralnego kompasu. W końcu dostrzegamy jego cieplejsze oblicze, zarówno w podejściu do swoich współwędrowców, przyjaciela, stworów stających na jego drodze czy kobiet. Dzięki temu, że Cavill jest wręcz niedorzecznie wysportowanym aktorem, sceny walki są realistyczne i łatwo przyjęłam jako widz to, że Geralt radzi sobie w trudnych sytuacjach, jak nikt inny. Podsumowując samego Geralta – jako osoba, która nie miała wcześniej styczności z tą postacią – troszkę mniej pomrukiwania i będę zadowolona.
Świetnie oglądało mi się na ekranie Anyię Chalotrę jako Yennefer. Postać ta przechodzi w trakcie serii pewną przemianę, która nie jest co prawda wielkim zaskoczeniem (w trailerze Yennefer wyglądała inaczej niż na początku serii), jednak mimo to wątek ten jest ciekawy i wpływa bezpośrednio na losy tej postaci. Nie widziałam tej aktorki wcześniej w żadnej produkcji i słyszałam opinie od fanów „Wiedźmina”, że mogło to być dość ryzykowne, że obsadzono ją w jednej z głównych ról. Nie mogę jednak przyczepić się do jej gry aktorskiej i tak naprawdę Yen stała się moją ulubioną postacią w serialu. Nie jest ona cichą, zahukaną dziewczynką, ale twardo stąpa po ziemi i w tym względzie podobna jest do Geralta. Obie postaci chcą przede wszystkim pokazać swoją niezależność i żadne z nich nie ma zamiaru zadowalać się półśrodkami, ale to Yennefer wydaje się jednak w tej kwestii bardziej nieustępliwa. Jedynym niezrozumiałym dla mnie zabiegiem w kontekście Yennefer jest pokazywanie jej tyle razy nagiej. Nie jestem osobą, którą to bardzo razi, ale miałam wrażenie, że twórcy chcieli za wszelką cenę oswoić nas z tym widokiem i niekoniecznie rozumiem dlaczego. Myślę, że moglibyśmy spokojnie widzieć o połowę mniej takich scen.
Kolejną aktorką, która nie była znana przed „Wiedźminem” jest Freya Allan, czyli serialowa Ciri. I znów mamy do czynienia z bardzo mocną kobiecą postacią. Cirilla nie rozpacza zanadto nad swoim losem, pnie do przodu w poszukiwaniu, tego co chce znaleźć, wie, kiedy korzystać z nadarzających się po drodze okazji i nikomu nie daje się wodzić za nos. Allan zapada w pamięć widza. Dzięki swoim delikatnym rysom, niestandardowej urodzie i dobrej charakteryzacji, staje się wręcz ikoniczna, gdy przemierza las w niebieskiej pelerynie, na którą opadają bujne blond loki. Bardzo jestem ciekawa, co czeka tę postać w kolejnej odsłonie serialu.
Fabuła
Maciek:
Największym zarzutem, który mam do netfliksowego „Wiedźmina”, jest pozbawienie wielu wątków głębi i filozoficznych rozważań, które umieścił Andrzej Sapkowski w swoich książkach. Oczywiście nie chodzi o to, żeby na ekranie pojawiały się półgodzinne monologi, ale mam wrażenie, że twórcy poszli o krok za daleko w spłycaniu swojej opowieści. Jest to w dużej mierze spowodowane brakiem ekranowego czasu, ale jestem przekonany, że w wielu przypadkach można było zrobić to lepiej, na przykład o wiele częściej korzystając z oryginalnych dialogów.
Oryginalny „Wiedźmin” jest w wielu miejscach gorzką refleksją na temat naszego świata. Sapkowski wielokrotnie porusza takie zagadnienia jak rasizm i asymilacja, aborcja, ekologia, globalizacja, propaganda i wiele innych współczesnych zjawisk, przemyconych pod postacią fantasy. W serialu nie ma do tej pory zbyt wielu takich przykładów. Owszem, zdarzają się, ale są o wiele rzadsze niż w książkach.
Wydaje się wręcz, że twórcy unikają trudnych tematów, które w materiale źródłowym mieli podane na tacy. Jako jeden z wielu przykładów niech posłuży występujący w książce mag Dorregaray, który jest zapalczywym obrońcą przyrody, będący analogią do nielegalnej działalności niektórych ekologów. Tu go po prostu nie ma. Nawet rasizm jest potraktowany po macoszemu. Jasne, często słyszymy o prześladowaniu elfów przez ludzi i elfich powstaniach. Jednak zwykle jest to tylko opowieść, a dyskryminacja i życie zasymilowanych nieludzi nie są przedstawione bezpośrednio, w codziennych sytuacjach. A tak często pokazują to książki i jest to o wiele bardziej przekonujące.
Kwestią, którą natomiast muszę bardzo pochwalić jest kompozycja serialu i przedstawiona chronologia wydarzeń. To, że zdecydowano się nie pokazywać dobitnie, że wydarzenia dzieją się „x lat wcześniej” poprzez napisy na ekranie, a przekazano to poprzez szczegóły w dialogach jest genialnym rozwiązaniem. M.in. dzięki temu udało się w zgrabny sposób połączyć paralelą niezwiązane w opowiadaniach wydarzenia, za co należą się duże brawa.
Oczywiście nie wszystkie 13 opowiadań z dwóch tomów przeniesiono na ekran. Sam wybór i połączenie historii, które są osobnymi, różniącymi się i formą i treścią epizodami w jedną całość nie był łatwym zadaniem. W wyborze materiałów twórcy kierowali się tym, żeby były to opowiadania, które najwięcej mówią o bohaterach i bezpośrednio wpływają na późniejsze wydarzenia przedstawione w 5-tomowej sadze, na postawie której powstaną kolejne sezony. To jest już spójna opowieść, więc o wiele łatwiej będzie przekształcić ją w scenariusz serialu.
Czasami pojawiają się również bohaterowie występujący w innych okolicznościach niż w książkach. Bywa też tak, że postacie są zastępowane przez inne, żeby wzmocnić spójność opowieści. Warto też podkreślić, że w serialu opracowano całą historię Yennefer, która nie była przedstawiona w opowiadaniach i zostało to zrobione naprawdę dobrze.
Jednak nie wszystkie decyzje są udane. Zdarza się, że niektóre opowiadania kompletnie zmieniają swój kształt i są przedstawione zupełnie inaczej, co nie zawsze wynika z uzasadnionej potrzeby ograniczenia czasu ekranowego. Zwłaszcza dotyczy to historii Ciri i budowania jej relacji z Geraltem. Niektóre z podjętych przez scenarzystów decyzji mogą mocno rozczarować fanów twórczości Sapkowskiego.
Gabrysia:
Jako osoba, która nie miała pojęcia, o czym jest „Wiedźmin”, jestem trochę zaskoczona. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, jednak po obejrzeniu serialu jestem pewna, że sięgnę i po sagę Andrzeja Sapkowskiego i po grę, która jest na niej wzorowana. Przede wszystkim oglądanie serialowego „Wiedźmina” Netfliksa było dla mnie po prostu dobrą zabawą. Nie był to dla mnie emocjonalny rollercoaster jak przy okazji „Gry o tron”. Wspominam o serialu HBO dlatego, że z jakiegoś powodu „Wiedźmin” był postrzegany jako nadzieja na to, że stanie się „>>Grą o tron<< Netfliksa”. Sama uwierzyłam w to, że są to bardzo podobne formuły. Teraz, po obejrzeniu „Wiedźmina” wiem, że nie mogłyby się one różnić bardziej i z jednej strony jestem z tego właściwie zadowolona. Mogę spokojnie pogrążyć się w świecie, w którym mamy do czynienia z różnymi potworami i innymi nierzeczywistościami, jednak nie jest to tak piekielnie poważne jak „Gra o tron”. Mam jednak cichą nadzieję też na to, że więcej będzie w „Wiedźminie” chwil, w których jednak będę mogła bardziej przejąć się tym, co dzieje się na ekranie. Winę za to, że na razie raczej wszystko jest przewidywalne, zwalam na fakt, że to pierwszy sezon serialu, wprowadzenie do tego świata i przyzwyczajenie widza do ważnych postaci. Myślę, że drugi sezon w tej kwestii zaskoczy mnie na plus.
Po 2-3 pierwszych odcinkach myślałam, że będziemy mieli do czynienia z formułą: Geralt przychodzi gdzieś, ktoś prosi go o pomoc w zabiciu potwora, Geralt zabija potwora. NA SZCZĘŚCIE nie było tak w każdym odcinku i kiedy widz zrozumiał, czym zajmuje się Wiedźmin, pokazywanie takich scen stało się bardziej wycofane.
Doceniam ciekawy zabieg twórców z przeskokami czasowymi. Mamy z nim do czynienia w wielu produkcjach, jednak najczęściej można w nich znaleźć ogromne nieścisłości, które psują jego odbiór. W tym wypadku jest to dość sprawnie poprowadzone, a umożliwia to też fakt, że postaci nie starzeją się i w sumie gimnastykę w tej kwestii musieli dokonać twórcy tylko w kilku wypadkach. Co do tego formatu, czasami musiałam zastanowić się, co się właściwie dzieje, szczególnie na początku serialu. Później jednak wszystko w końcu układa się w spójną całość.
Muzyka
Maciek:
Muzyka w udany sposób dopełnia wizję świata. Na pochwałę zasługują świetne ballady Jaskra. Cieszy też, że w niektórych utworach w soundtracku zastosowano także tradycyjne, dawne instrumenty.
Po kilku odcinkach, w czasie końcowych napisów można wysłuchać też pieśni, które w świetny sposób rozwijają wątki przedstawione w danym odcinku serialu. To bardzo ciekawy dodatek.
Gabrysia:
Również chciałabym zwrócić uwagę na Jaskra, ponieważ bardzo polubiłam tę postać i uważam, że jego ballady miały w sobie to „coś”, co czasami bawiło a czasami wprawiało w zadumę, dobrze dopełniając daną scenerię.
Brakowało mi dłuższej czołówki, ponieważ jestem jedną z tych osób, które lubią je oglądać, jednak pieśni pod koniec kilku ostatnich odcinków trochę mi to wynagrodziły i zatrzymały mnie na dłużej w tej nierzeczywistej krainie.
Efekty specjalne i scenografia
Potwory są zrobione bardzo porządnie i spełniają swoją rolę. Nie jest to w żadnym stopniu przełom i często twórcy w miarę możliwości nie pokazują ich zbyt długo na ekranie. Z jednej strony dzięki temu budują odpowiednią grozę i tajemniczość przedstawionych monstrów, z drugiej nie ma dzięki temu zagrożenia, że widzowie będą się zbyt dokładnie przyglądać tym postaciom i wychwycą niedociągnięcia. Można jednak mieć nadzieję, że w kolejnych sezonach potwory będą jeszcze lepsze.
Podobnie stroje. Też spełniają swoją rolę i nie można mieć do nich większych zastrzeżeń z jednym niechlubnym wyjątkiem. Chodzi oczywiście o stroje nilfgaardzkich żołnierzy. Nie dość, że noszą zupełnie niepraktyczne i przedziwne zbroje, które bardziej śmieszą niż przerażają, to ich uzbrojenie przypomina bandę rozbójników, a nie zorganizowaną, nowoczesną armię, która ma podbić pół świata.
Warto też wspomnieć o bardzo udanym pomyśle na czołówkę serialu. Przez 7 kolejnych odcinków serial nie ma rozbudowanego wstępu, tylko pojedyncze symbole, które odwołują się do danego epizodu. Natomiast w 8 odcinku wszystkie te znaki składają się w jeden, symboliczny wzór. To drobiazg, ale bardzo miły.
Gabrysia:
Będę szczera, gdy zobaczyłam pierwszą scenę, pomyślałam, że będzie bardzo źle. Potwór z bagien według mnie wręcz przypominał robota. Na szczęście później było już tylko lepiej i właściwie nie zauważyłam niczego, przy czym bym się skrzywiła, a wręcz czekałam na nowe stwory, bo zaskakiwały mnie na plus.
W „Wiedźminie” moim zdaniem widać pieniądze zainwestowane w produkcje. Byłam pewna, że sezon pierwszy będzie pod tym względem słaby – jeżeli chodzi o porównanie z pierwszym sezonem „Gry o tron” – tutaj według mnie jest znacznie lepiej.
Podsumowanie
Maciek:
Jako fan książkowego „Wiedźmina” jestem zadowolony z serialu Netfliksa. Ma on co prawda kilka słabych stron, głównie polegających na spłyceniu źródłowego materiału, ale zadanie przekształcenia opowiadań w spójną całość nie było proste. Świetne role Geralta i Jaskra, udane wprowadzenie kluczowych dla dalszej opowieści postaci i zrozumienie przedstawionego świata pozwalają zaliczyć serial do udanych adaptacji. Pierwszy sezon daje też nadzieję, że kolejne będą dużo lepsze. Szkoda, że trochę trzeba na nie poczekać.
Gabrysia:
Było to dla mnie bardzo ciekawie spędzone 8 godzin i gdyby dostępny był drugi sezon produkcji obejrzałabym go od razu. Dlatego mogę z czystym sercem polecić ten serial każdemu, kto nie miał nigdy do czynienia z „Wiedźminem”. Bardzo w serialu podoba mi się to, że mimo, iż mamy bardzo męskiego głównego bohatera Geralta, Ciri oraz Yennefer w niczym mu nie ustępują, ale też nie zagrażają mu – cała trójka jest bardzo równa pod względem ważności. Trochę skrzywiłam się przy zakończeniu 1 sezonu, ponieważ zastosowano dość prosty zabieg – z jednej strony niewiadomej, z drugiej strony opcji: „czekaliśmy na to cały sezon”. Rozumiem jednak, że twórcom zależy na zatrzymaniu widza i stworzeniu podwalin pod kolejną odsłonę. Nie mogę mieć o to zbyt dużych pretensji, bo mnie z pewnością mogą doliczyć do osób, które oceniają serial na plus.
O czym jest serial „Wiedźmin”?
Oparty na bestsellerowej serii powieści serial „Wiedźmin” to opowieść o przeznaczeniu i rodzinie. Geralt z Rivii, samotny łowca potworów, stara się odnaleźć swoje miejsce w świecie, w którym ludzie często okazują się gorsi niż najstraszniejsze monstra. Na swojej drodze spotyka potężną czarodziejkę i skrywającą niebezpieczny sekret młodą księżniczkę. Teraz we trójkę muszą odnaleźć się pośród czyhających na nich na Kontynencie niebezpieczeństw.
„Wiedźmin” Netfliksa – obsada
W postać Geralta z Rivii wcieli się Henry Cavill, a w pozostałych głównych rolach wystąpią Anya Chalotra jako Yennefer i Freya Allan jako Ciri. Ogłoszono już także pozostałych członków obsady, którymi są: Jodhi May jako Calanthe, Björn Hlynur Haraldsson jako Eist, Adam Levy jako Myszowór, MyAnna Buring jako Tissaia, Mimi Ndiweni jako Fringilla, Therica Wilson-Read jako Sabrina, Millie Brady jako Renfri, Eamon Farren jako Cahir, Joey Batey jako Jaskier, Lars Mikkelsen jako Stregobor, Royce Pierreson jako Istredd, Wilson Radjou-Pujalte jako Dara oraz Anna Shaffer jako Triss. W serialu pojawi się także polski aktor. Maciej Musiał wcieli się w rolę Sir Lazlo.
Czytaj też:
Są pierwsze recenzje „Wiedźmina”. Oto, co myślą zagraniczni krytycy