W dokumencie „Morderstwo, które zmieniło Wielką Brytanię” poznajemy sprawę morderstwa Rachel Nickell, młodej matki, która straciła życie 15 lipca 1992 roku, na oczach swojego dwuletniego syna. Jej śmierć doprowadziła do głośnego śledztwa i najgłośniejszej pomyłki wymiaru sprawiedliwości w brytyjskiej historii kryminalnej.
Podejrzanym był Colin Stagg – mężczyzna został oskarżony i uwięziony za przestępstwo, którego nie popełnił. Człowiekiem, który przez 30 lat nosił na swoich barkach winę za to katastrofalne zaniedbanie, był czołowy psycholog sądowy w kraju, profesor Paul Britton.
Britton, autor książek znanych w Polsce pod tytułami „Profil mordercy" czy „Mordercza układanka", do tej pory unikał wypowiadania się publicznie na temat tej zbrodni. Wreszcie jednak postanowił przerwać milczenie i wyjaśnić, że historia jest o wiele bardziej złożona, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.
W programie „Morderstwo, które zmieniło Wielką Brytanię" obok psychologa pojawia się także emerytowany komendant policji metropolitalnej, Gary Copson, a w najbardziej dramatycznym momencie, Colin Stagg, który w końcu stanie twarzą w twarz z Paulem Brittonem – człowiekiem, którego zawsze obwiniał za bezpodstawne wysłanie go do więzienia.
Nam Paul Britton opowiedział o tym, kogo – media czy organy ścigania, obwinia za to, jak postrzegany jest od 30 lat oraz dlaczego dopiero teraz zdecydował się przerwać milczenie i ujawnić prawdę.
Gabriela Keklak: Jak wygląda praca profilera kryminalnego? Jak bada się osobowości czy charaktery ludzi?
Paul Britton: Na co dzień spotykam się głównie z indywidualnymi pacjentami. Żeby z nimi pracować, muszę wiedzieć, kim są, znać ich charaktery. Siadam i opracowuje mapę ze szczegółami ich życia, opierając to na tym, co mówią, ale też czego nie mówią. Niemal zawsze w początkowym stadium tego procesu, ludzie nie wyjawiają prawdy. Przychodzą do mnie z powodu problemów, które zazwyczaj są zawstydzające albo w jakiś sposób dla nich niewygodne do podzielenia się. Zazwyczaj dopiero na drugiej lub trzeciej konsultacji, czują się na tyle swobodnie, aby przyznać, że chcą nieco skorygować coś, co powiedzieli mi wcześniej. To właśnie dzięki tym spotkaniom i ogromnej bibliotece literatury psychologicznej – tworzę potem analizę osobowości danego człowieka, którą mogę później wykorzystać.
A jak to wygląda, gdy pracuje pan z policją?
Wtedy też muszę zrobić to wszystko, ale z jednym wyjątkiem. Nie mam osoby, która siedzi naprzeciwko mnie. Wszystko, co mam, to miejsce lub miejsca zbrodni. Muszę do nich wrócić i im jakoby zadać pięć podstawowych pytań. Pierwsze – co się stało? To proste pytanie, na które trudno odpowiedzieć. Czasami śledczy uważają coś za gwałt, a okazuje się, że to miejsce zbrodni upozorowano, byśmy tak sądzili.
Następne pytanie to, jak została popełniona zbrodnia? Wtedy musimy spojrzeć na ciało i zastanowić się co działo się z tą osobą w poszczególnych momentach zbrodni. Czasami jest to okropne z powodu np. rozczłonkowania ciała – i ważne jest, aby zbadać z wielką dokładnością to, kiedy i co się działo.
Trzecie pytanie dotyczy tego, kim jest ofiara, należy to ustalić każdy detal tego zagadnienia. Często na tym etapie proszę o pomoc w prowadzeniu rozmów z ludźmi, którzy mogą coś wiedzieć, innych śledczych oraz sam spotykam się z rodzinami – rodzicami, mężami, żonami.
To, czego chce się oczywiście również dowiedzieć, to dlaczego ta osoba została skrzywdzona. Co zrobiła, co w niej było, że spowodowało, że ktoś chciał ją zabić. Dlaczego została wybrana na ofiarę. Na czwarte pytanie bardzo trudno odpowiedzieć. Cofam się w nim do ekspertyz, które uzyskuje jako lekarz kliniczny i badam wszystkie aspekty psychologiczne. Próbuje rozwikłać czy morderstwo było formą spełnienia fantazji, czy było zemstą, czy po prostu ta kobieta znalazła się w złym miejscu o złej porze lub miała coś na sobie (w jednym wypadku okazało się, że wystarczyły czerwone buty).
Jakich materiałów potrzebuje pan żeby zgłębiać te pytania?
To długa lista. Muszę mieć mapę miejsca zbrodni, potrzebuje zeznań, materiałów pobranych po śmierci z ciała ofiary...
A piąte pytanie brzmi?
To pytanie, na które odpowiedzi szukają śledczy, bo jest to dla nich najistotniejszy wątek. Zastanawiają się, kto jest odpowiedzialny za zbrodnię i jak możemy znaleźć tę osobę. Moim zadaniem jest wymyślenie sposobu, dzięki któremu będziemy mogli zatrzymać jej zbrodnie, czy wpłynąć na to, żeby pojawił się w danym miejscu, aby policja mogła go zatrzymać.
Może pan opowiedzieć nieco o najtrudniejszych śledztwach, przy których przyszło panu pracować?
Trudno powiedzieć, które były najtrudniejsze, bo każda jest bardzo wymagająca. Nie mogę też traktować z żadnej z nich pobłażliwiej. Bardzo trudna była sprawa osoby, która zatruwała w supermarketach w całym kraju jedzenie dla dzieci. Był to wyścig z czasem – chcieliśmy go powstrzymać i złapać. W tym celu musieliśmy posunąć się do bardzo podstępnych działań. Musieliśmy między innymi wezwać do Scotland Yardu dyrektorów dwóch gigantycznych firm i pomóc im opracować wspólne porozumienie, zapewniające nas, że będą zachowywać się w taki sposób, który pozwoli nam go powstrzymać. To nie było łatwe, bo przynajmniej jeden z nich był związany kontraktami reklamowymi, więc wymagało to wielu negocjacji.
Kto okazał się sprawcą?
W końcu ustaliłem i musiałem przekazać starszemu śledczemu ze Scotland Yardu, że osoba, która odpowiedzialna jest za tę zbrodnię, to policjant – ktoś, kto zna specyfikę pracy śledczej. A potem, gdy stworzyłem profil psychologiczny tej osoby, byłem w stanie określić, gdzie w Wielkiej Brytanii mieszka.
Wyobrażam sobie, że może się zdarzyć, że sprawy zahaczają o pana życie prywatne...
Oczywiście są i takie przypadki. Była taka bardzo mała, ale bardzo trudna do rozwiązania sprawa. Do mojego domu zadzwonił jeden z moich współpracowników, mówiąc, że właśnie otrzymali telefon od mężczyzny, który twierdzi, że zabije swoją żonę, jeżeli nie porozmawiam z nim w ciągu 30 minut. Szybko udało mi się ustalić, że to ktoś, z kim raz się spotkałem w ramach swojej praktyki, jednak nie przyszedł już do mnie więcej i nie miałem pojęcia, o co może mu chodzić. Zatelefonowałem więc do niego, a on opowiedział mi, jak bardzo niezadowolony jest ze swojej żony i obwinia ją za to, co dzieje się z ich związkiem. Był uzbrojony i jego intencją było to, aby ją zabić. Dlaczego to właśnie mi postanowił o tym opowiedzieć? Stwierdził, że gdy był u mnie na wizycie potraktowałem go z szacunkiem. Jednocześnie, gdy z nim rozmawiałem, przekonywałem też policję, aby nie wkraczała do akcji za wcześnie, ponieważ nie mogliśmy go zlokalizować. W końcu się udało, oddał broń, nikomu nic się nie stało. Były to jednak długie dwie godziny.
Przejdźmy do sprawy morderstwa Rachel Nickell. To media, policja czy MET, odpowiadają najbardziej za obwinianie pana za niesłuszne oskarżenie Colina Stagga?
Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Jeżeli policja zrobiłaby to, co powiedziała, że zrobi, nie byłoby późniejszego medialnego szumu i w ogóle nikt by o mnie w tej sprawie nie słyszał. Ja odegrałem swoją rolę, policja powiedziała, zostaw resztę nam i tak to się skończyło. Tylko jedna osoba, prawnik, doradca Metropolitalnej Służby Policyjnej, martwił się wtedy o to, jak zostało to rozegrane. To był bardzo porządny mężczyzna, ale miał związane ręce. Nie mógł zrobić nic, na co nie zezwoliłby jego przełożony. Był tam też Gary Copson, dowódca MET, który był bardzo zaangażowany w śledztwo. Wiedział, że to, co powiedziałem, było prawdą. Nie był zadowolony z tego, co ustalono i co później ujawniono opinii publicznej.
Więc po części MET, po części media?
Z mojego punktu widzenia wygląda to tak. Media miały trzy drogi, które mogły badać. Miały MET – ogromną instytucję, która ma bliskie relacje z mediami. Miały Koronną Służbę Prokuratorską – ponownie, wielką instytucję, pełniącą rolę oskarżyciela publicznego w sprawach karnych. Wiem, że stojący na jej czele wówczas Dyrektor Oskarżeń Publicznych został zwolniony po tym ze służby. I mieli mnie – jedną osobę Paula Brittona. Boję się, że to właśnie o tym zdecydowało.
Żałuje pan, że przez tyle lat milczał?
Jeżeli ja nie zachowałbym milczenia, sprawę zakończyłbym już dawno temu. Myślałem, że jestem częścią „teamu”, dlatego nie zabierałem głosu. Myślałem, że jeżeli złamię dane słowo, zawiodę wszystkich. I czekałem. Czekałem przez 30 lat, do czasu, aż wyszedł ten dokument.
W dokumencie „Morderstwo, które zmieniło Wielką Brytanię” mogliśmy zobaczyć pierwszą pana rozmowę z niesłusznie oskarżonym Colinem Staggiem. Myśli pan, że on uwierzył w wersję, którą pan mu przedstawił?
Tak. W dokumencie widać tylko części dużo dłuższej rozmowy. Stagg wyjaśnił mi, że już na początku przekonano go do tego, że to ja odpowiadam za jego oskarżenie. Dopiero po latach był w stanie dostrzec nieco szerszy obraz. Podczas tego spotkania chciałem mu jasno wytłumaczyć, co się stało i dać mu możliwość zbadania tego tematu – chciałem, żeby zadawał mi pytania. Ja też miałem kilka pytań, chciałem dowiedzieć się, skąd wiedział, jak ułożone było ciało Rachel Nickell na miejscu zbrodni. Stagg głównie obwinia media, twierdzi, że to one dały mu do zrozumienia, że to ja odpowiadam za jego aresztowanie. Przyznał, że uważa, że zarówno ja, jak i on, padliśmy ich ofiarą.
Czy ma pan wciąż z nim kontakt?
Rozstaliśmy się w jasnej atmosferze. Poprosiłem go, żeby się do mnie zgłosił, jeżeli w jego głowie pojawią się jeszcze jakieś pytania. Nie pamiętam, ile na temat jego prywatnego życia jest w dokumencie, ale teraz ma zaprzątnięte myśli tym, że opiekuje się bliską osobą. Mówiłem mu, że jakby potrzebował jakiejkolwiek pomocy, to żeby nie wstydził się mnie o nią poprosić.
W jakich okolicznościach zdecydował pan, że po 30 latach wyjawi prawdę, o tym, co zaszło 30 lat temu?
Jednym z powodów jest to, że po 30 latach milczenia, byłem już pewien, że MET nie zrobi tego, co obiecała zrobić. Poza tym brytyjskie telewizje zaczęły tworzyć masę dokumentów z ludźmi, którzy byli zaangażowani w sprawę zabójstwa Rachel Nickell i innych zbrodni Roberta Nappera, zwanego "Green Chain Rapist". Były one nieprecyzyjne, niedokładnie przedstawiały te historie. Były przesycone błędnymi opiniami. Szalę przeważył jeden fabularny program, w którym ktoś pokazał mój kłamliwy, sprośny obraz. Jest tam scena, w której ja poznaje jedną z funkcjonariuszek, wchodzi do mojego gabinetu bez zapowiedzi i zostaje poddana lubieżnemu przesłuchaniu. W rzeczywistości nigdy w życiu nie spotkałem się z tą osobą sam na sam. Kobieta, którą ja znałem, była odważną policjantką, inteligentną kobietą, zupełnym przeciwieństwem tego, jak pokazano ją w produkcji. Co więcej, przedstawiono tam fikcyjnych bohaterów. Oficerowie czy nawet sam pan Stagg, nie zachowywali się tak, jak ich pokazano. I ta produkcja sprawiła, że ja usiadłem sam ze sobą i przyznałem, że to dochodzenie, to był jeden wielki bałagan. Teraz ten bałagan i wszystko, co za tym poszło, zamieni się w fikcyjną legendę, jeżeli nikt nie zabierze w tej sprawie głosu i nie skoryguje tego, co zostało powiedziane lub przemilczane.
Kto, według pana, odpowiedzialny jest za niesłuszne uwięzienie Colina Stagga?
Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Niech pani pozwoli, że powiem, co powinno się stać. Myślę, że informacje, jakich udzielił na temat zwłok Rachel Nickell, powinny być o wiele dokładniej zbadane. Na tym etapie, nie byłem wcale zaangażowany w śledztwo. Ludzie, którzy prowadzili to dochodzenie, zamiast okazywać pełen entuzjazm z powodu znalezienia podejrzanego, powinni wstrzymać emocje i badać dalej temat. Jeżeli spojrzymy na te trzy sprawy – gwałciciela z Green Chain, morderstwo Samanthy Bisset i jej córki Jazmine oraz morderstwo Rachel Nickell, widzimy, że były one ze sobą powiązane. Jakiś starszy oficer powinien pełnić pieczę nad tym, jak sprawowane jest to śledztwo, a nikogo takiego nie wyznaczono, ponieważ MET nie chciała, aby ktoś inny zgarniał laury za rozwiązanie zagadki. Z kolei starszy śledczy, który powinien czuwać nad śledztwem dotyczącym morderstwa samej Rachel Nickell, nie pojawiał się w pracy. I to jego podwładni zajmowali się jego obowiązkami.
Ma pan jakiś kontakt z rodziną Rachel Nickell?
Nie. Oni nigdy nie starali się o kontakt ze mną.
Jak ta cała sprawa wpłynęła na pana życie osobiste i pracę?
Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Myślę, że mnie zasmuciła, podważyła moją wiarę w system. Chcę jednak zaznaczyć, że nigdy nie biorę udziału w śledztwach dla śledczych czy funkcjonariuszy, w których przestałem nieco ufać. Zawsze robię to dla społeczności.
Współpracował pan później ponownie z MET.
Współpracowałem, bo rok później mogłem pomóc przy innej sprawie. Chodziło o osobę, podczas której pracy w szpitalach, umierało bardzo dużo osób. Moim zadaniem było stworzenie jej profilu psychologicznego i ustalenie, w jaki sposób udaje jej się to robić. Potem miałem pokierować grupą ze Scotland Yardu, by ci z kolei przekonali i poinstruowali osobę z kręgu podejrzanego, aby weszła z nim w głębszą relację. Dokładnie rok później byłem więc dokładnie w tym samym miejscu. Powiedziałem wtedy jednemu z ważnych ludzi stamtąd, że wcześniej nie poszło nam najlepiej, a on odpowiedział: „To naprawdę przesrana robota, ale masz twardą skórę, dasz radę”.
Dokument „Morderstwo, które zmieniło Wielką Brytanię” ma swoją premierę 5 marca o godzinie 21:00 na CBS Reality.
Kim jest Paul Britton?
Paul Britton jest psychologiem kryminalnym, profilerem i pisarzem. Rozpoczął studnia w 1974 roku na Uniwersytecie Warwick. Prowadzi własny gabinet. Jest również wykładowcą psychologii sądowej. Britton jest jednym z najsłynniejszych profilerów – na podstawie śladów na miejscu zbrodni przygotowuje portret psychologiczny. W swoim życiu zawodowym uczestniczył w spektakularnych sprawach. O pomoc zgłaszała się do niego niejednokrotnie policja. Brał udział między innymi w sprawie o morderstwo Caroline Osborne i Amandy Weedon, morderstwo Lyndy Mann i Dawn Ashworth, porwanie niemowlęcia Abbie Humphries oraz w wielu innych.
Czytaj też:
Badał sprawę śmierci księżnej Diany. Dr Shepherd opowiedział „Wprost” o tajemnicach sekcji zwłokCzytaj też:
Alex Murdaugh, bohater dokumentu Netfliksa, usłyszał wyrok dożywocia. „Sprawiedliwości stało się zadość”