Wielu aktorów unika takich ról, by uniknąć nieprzyjemnej łatki. On mawiał: „hitlerowców też ktoś musi grać”. Grał ich tak, że zatrudniała go nawet niemiecka wytwórnia DEFA. W domu też lubił sobie „przygrywać” i stosować „aktorskie metody”.
„Nie ze mną te numery Brunner”
Emil Karewicz ma na swoim koncie wiele wybitnych ról, na dodatek o bardzo patriotycznym wydźwięku, ale publiczność wciąż ma go przed oczami w mundurze gestapowca. Zagrał m.in. w „Weselu”, „Kanale”, „Krzyżakach”, czy „Hubalu”, a i tak najbardziej kochamy go za role Hermanna Brunnera z kultowej „Stawki większej niż życie”, czy oficera gestapo z równie legendarnego serialu „Jak rozpętałem II wojną światową”.
Trzeba naprawdę wielkiego talentu, żeby zdobyć sympatię wielomilionowej rzeszy Polaków, występując na ekranie w okrytym tak złą sławą czarnym mundurze. Emil Karewicz po prostu kochał aktorstwo i grał jak zawodowiec. Jak się okazuje, w domu również.
Emil Karewicz w domu stosował „metody aktorskie”
„Tata był dobrym, fajnym ojcem. […] Pozwalał popełniać błędy […] jednak gdy narozrabiałem, zapraszał mnie do pokoju, zamykał drzwi i zaczynał »sobie przygrywać«, to znaczy stosował różne metody aktorskie, żeby wybrzmiała cała groza i dramaturgia sytuacji” – wspominał w rozmowie z magazynem „Retro” syn aktora, Krzysztof. Dodawał, że po takiej rozmowie zawsze wychodził z pokoju „kompletnie odmieniony”.
W domu Emil Karewicz był „normalnym”, ciepłym człowiekiem, pełnym pasji. Pociągało go malarstwo, gra na pianinie, a nawet komponowanie piosenek. Do końca aktywny, odszedł w otoczeniu najbliższych, tych, których kochał.
„Mieszkał z córką, wnukami i prawnukami, otoczony domową zwierzyną. Pielęgnował ogród, wędkował” – wspominał ostatnie dni życia Emila Karewicza jego syn.
Czytaj też:
Legendarny serial PRL wraca na ekrany. Już za dwa dniCzytaj też:
Polski aktor przed laty był obsypywany zaszczytami. Nikt nie przewidywał takiego końca
