Był buntownikiem kina czasów PRL-u. Zniszczył go nałóg

Był buntownikiem kina czasów PRL-u. Zniszczył go nałóg

Jan Himilsbach w 1977 roku w filmie „Nie zaznasz spokoju”
Jan Himilsbach w 1977 roku w filmie „Nie zaznasz spokoju” Źródło: FORUM / archiwum Filmu
Jan Himilsbach pozostaje kultową postacią w polskiej kulturze. Jego życie, pełne sprzeczności i talentu, wciąż fascynuje kolejne pokolenia.

Był uwielbiany przez miliony, choć sam od popularności wolał piwo i dobrą opowieść. Zasłynął nie tylko dzięki roli w kultowym „Rejsie”, ale również z powodu swojego niekonwencjonalnego stylu życia. Jan Himilsbach był ikoną PRL-u – znanym aktorem i pisarzem, ale też człowiekiem naznaczonym przez nałóg. Jego historia pełna jest barwnych anegdot, bolesnych dramatów i samotnej walki z samym sobą.

Życie na krawędzi: między sztuką a nałogiem

Urodzony 30 listopada 1931 roku w Mińsku Mazowieckim, Jan Himilsbach rozpoczął swoją karierę jako kamieniarz. Jego talent literacki objawił się w opowiadaniach, które zyskały uznanie wśród czytelników, jednak to rola Sidorowskiego w filmie „Rejs” z 1970 roku przyniosła mu ogólnopolską rozpoznawalność. Współpraca ze Zdzisławem Maklakiewiczem zaowocowała kolejnymi sukcesami, m.in. w filmach „Wniebowzięci” (1973) i „Brunet wieczorową porą” (1976). Zyskał sławę, choć nigdy o nią nie zabiegał.

Jan Himilsbach w 1972 roku w filmie „Trzeba zabić tę miłość”

Himilsbach niestety znany był również z zamiłowania do alkoholu, co często prowadziło do kontrowersyjnych sytuacji. Jego żona, Barbara, wielokrotnie próbowała ograniczyć jego picie, zamykając go w domu podczas swojej nieobecności. Jednak Jan potrafił znaleźć sposób, by zdobyć wysokoprocentowe trunki – nawet przez okno, wykorzystując pomoc przechodniów. Twierdził: „Najlepszy aktor to ten, który dobrze pije i dobrze gra, a ja nie umiem grać”.

„Picie wódki to jest wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości” – dodawał.

Koledzy śmiali się, że Himilsbach znał tylko trzy stany: „przed piciem, w trakcie i na kacu”. Na planie „Wniebowziętych” miał nawet dostać zapaści i trafić do szpitala, jednak cały czas wracał do nałogu – wódka była jego paliwem i przekleństwem jednocześnie. Finalnie zmarł 11 listopada 1988 roku w Warszawie w wieku 57 lat. Przez lata krążyły różne wersje dotyczące okoliczności jego śmierci. Jedna z nich mówiła o zgonie podczas kilkudniowej libacji alkoholowej, jednak jego żona, Barbara, oraz przyjaciółka Zofia Komeda-Trzcińska, twierdziły, że zmarł na atak serca podczas wizyty u sąsiadów, z którymi regularnie spotykał się na rozmowy i „małe piwo”.

Czytaj też:
Alkohol prawie zniszczył mu życie. Uratowała go terapia
Czytaj też:
Aktor PRL-u został zniszczony przez nałóg. „Pił, bo musiał”

Źródło: WPROST.pl