Wanda Siemaszko zmarła rano w sobotę 8 czerwca, o czym poinformował w komunikacie pogrążony w żałobie zespół Teatru Żydowskiego, z którym aktorka była związana nieprzerwanie od 1970 roku. Siemaszko stworzyła tam dziesiątki ról. Zagrała między innymi Hudł w „Tewje Mleczarzu” w reż. Chewela Buzgana, Gitł w „Dzbanie pełnym słońca” i Leę w „Błądzących gwiazdach” w reż. Szymona Szurmieja czy Szoszę w „Śnie o Goldfadenie” w reż. Jakuba Rotbauma.
Jak piszą przedstawiciele teatru, od „Dybuka” w reż. Mai Kleczewskiej, która odkryła aktorkę dla kolejnych pokoleń reżyserek i reżyserów, Wanda Siemaszko prawie nie schodziła ze sceny. Jej ostatnią rolą było wcielenie w Mirandę w „Der Szturem. Cwiszyn/Burza. Pomiędzy” według Szekspira w reż. Damiana Josefa Necia. „Grana w języku jidysz szekspirowska Miranda była ukoronowaniem jej długiej i gęstej kariery, a także jej pożegnaniem z teatrem” – czytamy.
Ostatnie chwile Wandy Siemaszko w teatrze
Gołda Tencer, dyrektorka Teatru Żydowskiego oraz Remigiusz Grzela, kierownik literacki, podkreślili, że dla Wandy Siemiaszko teatr był całym życiem, „jakby niczego poza nim nie miała, a może właśnie miała dzięki teatrowi wszystko”.
„Kiedy wchodziła na scenę, omal 90-letnia, zyskiwała młodzieńczą energię i radość. Była dumna, że w tym wieku gra Szekspira i tę dziewczynę, Mirandę, którą kochała. W ostatnich latach życia nade wszystko kochała współpracę z Mają Kleczewską i bez wątpienia była ważną aktorką spektakli, które Maja zrealizowała w naszym teatrze” – czytamy. „Kochana Wando, pozostaniesz w naszej pamięci właśnie taka, z radością wbiegająca na scenę, kochająca długie rozmowy przy stole i dobre perfumy” – pożegnali aktorkę jej współpracownicy.