Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: W wieku 17 lat wyprowadziłaś się, a właściwie – jak sama mówisz – uciekłaś z domu. Przed czym i dokąd?
Karolina Szymczak: Do samodzielności. Do tego, żeby decydować o sobie i zarabiać na siebie. Uciekłam od krzywdy, która działa się w moim w domu, nie tylko mnie, ale również mojej mamie.
Co masz na myśli mówiąc „krzywda”?
Nie chcę tego wywlekać w prasie i w mediach. Mam od tego gabinet terapeutyczny.
Uciekłaś do świata modelingu. Dziś mówisz o tej branży „toksyczna”. Dlaczego?
W tych czasach mało którą branżę możemy nazwać nietoksyczną. Modeling jest przesiąknięty toksyną do kości. Na początku sama poddawałam się regułom tej gry, bo będąc nastolatką nie byłam w stanie podejmować do końca świadomych, intuicyjnych decyzji. Patrząc na środowisko modelek często widziałam, że nie mogły liczyć na pomoc ze strony rodziców, raczej były pchane przez nich w ten świat, rodzice próbowali spełniać swoje marzenia kosztem dziecka, za wszelką cenę. Te dzieciaki nie były na to gotowe.
W tym świecie trzeba być bardzo samodzielnym i odpowiedzialnym.
Mieć twardą skórę, której większość dziewczyn nie ma, bo w modelingu poszukują deficytów, które wyniosły z domu. Teraz wszędzie jest Internet, roaming itd., ale za moich czasów nie było nic – lecąc za granicę byłam pozostawiona sama sobie. Lądowałam w nowym miejscu, zupełnie obcym mieście – Mediolanie czy Paryżu – i z papierową mapą w ręku musiałam dotrzeć na 12 castingów dziennie. Nikt się mną nie przejmował. Miałam dotrzeć z punktu A do B i wykonywać polecenia. Finansowo początki też wyglądają kiepsko.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.