Mrozu: Nie trzeba lecieć do Indii i smarować sobie czymś głowy, żeby się rozwijać duchowo

Mrozu: Nie trzeba lecieć do Indii i smarować sobie czymś głowy, żeby się rozwijać duchowo

Mrozu
Mrozu Źródło:Zuza Krajewska
Najmocniejsze lata rockandrollowe mam za sobą, za to też płaci się wysoką cenę. Teraz mam w życiu dużo sportu: biegania, roweru, praktycznie zero alkoholu. Ale ci, którzy dali się ponieść fali, skończyli na odwykach – mówi w rozmowie z „Wprost” Mrozu, piosenkarz, kompozytor, producent muzyczny.

Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Mówisz, że jesteś nieśmiały. Muzyka i scena to twoje antidotum na nieśmiałość, twoja autoterapia?

Mrozu: Nieśmiałość towarzyszy mi od lat młodzieńczych. Mój tata zawsze musiał mnie ośmielać, żebym ja do kogoś zagadał, o coś poprosił. Jak szedłem do liceum do klasy teatralnej, mówił: Idź, zobacz, spróbuj, daj sobie szansę. Potrzebowałem takiego pozytywnego wzmocnienia i miałem je w nim. Pewności siebie nabierałem latami i wraz z doświadczeniem. Obecnie na moich koncertach z zespołem, gdzie niemal wszystko jest przewidywalne, znam aranżacje, piosenki i wiem, jak spiąć i poprowadzić całość, czuję się luźno. Inaczej jest, jak robię coś po raz pierwszy – wtedy bywa, że mam spocone ręce, albo jak gramy w telewizji i mamy tylko jedną szansę i próbę, nie można tej maszyny zatrzymać, musimy pokazać się jak najlepiej – to też jest dla mnie rodzaj pewnego napięcia, choć nie jest to paraliżujące, ale faktycznie martwię się, myślę, czy np. technicznie wszystko będzie ok.

Paradoksalnie na scenie czuję się jednak najswobodniej, bo to jest to, co kocham i co potrafię robić.

Dostaję od ludzi, od fanów, którzy śpiewają ze mną pod sceną, tyle miłości, czuję tę energię – to zdecydowanie jest fajna rola, w którą wchodzę. I to też było dla mnie terapią – to wychodzenie ze swojej strefy komfortu; nauczyłem się zauważać, opanowywać emocje, nie daję się im zdominować. Scena mnie odblokowuje i moja nieśmiałość z biegiem lat się zmniejsza.

W tym procesie dojrzałeś też jako mężczyzna?

Jak chłopak wyprowadza się z domu, usamodzielnia się, to jest duża rzecz na drodze do dojrzałości. U mnie miało to miejsce ponad dekadę temu. Kiedy zadebiutowałem, postanowiłem, że przyjadę do Warszawy – stąd odjeżdżał bus na koncerty, tutaj byli ludzie, z którymi współpracowałem, więc było to dla mnie wygodniejsze, choć wcale nie było łatwe. W Warszawie nie miałem żadnej rodziny czy bliskich, wszystko, co trzeba było załatwić, robiłem sam.

Na moją dojrzałość złożyły się też moje doświadczenia: wszystkie wzloty i upadki, cała moja zawodowa, muzyczna droga, która była kręta. Zostałem wrzucony na głęboką wodę i zanim wypłynąłem na „szerokie wody”, to z show-biznesem nie miałem nic wspólnego.

Jednego dnia siedziałem w moim rodzinnym domu, w swoim pokoju i robiłem sobie muzykę, a chwilę później moja piosenka stała się wielkim przebojem, znanym do dziś i funkcjonującym w mowie potocznej – to mnie przerosło na początku. Nie wiedziałem, jak mam sobie radzić, na co uważać, jakie pułapki mogą być na mnie zastawiane.

Cały wywiad dostępny jest w 10/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.