„Jest to historia o chłopcu i jego śnie. Mało tego. Jest to historia o amerykańskim chłopcu i jego amerykańskim śnie” ‒ tak brzmią pierwsze słowa serialu „Kraina Lovecrafta”. Akcja rozgrywa się w latach 50. Młody Afroamerykanin, z przyjaciółką i wujem, rusza w podróż po Stanach w poszukiwaniu zaginionego ojca. Dodajmy: podróż po Stanach przeżartych rasizmem i nienawiścią „Kolejny most nazwany na cześć zmarłego pana niewolników” ‒ mówi tu kobieta w części autobusu dla „kolorowych”, wuj bohatera zaś trudni się aktualizowaniem przewodnika zapewniającego „bezpieczne podróże dla czarnych” ‒ tego samego, który pojawił się w tytule „Green Book”. To książka z motelami czy restauracjami, do których mogą wejść Afroamerykanie. Takie czasy ‒ „zły adres w książce może zabić”.
A co ma do tego ojciec współczesnych opowieści grozy i fantasy – H.P. Lovecraft? Więcej niż mogłoby się wydawać. Bo nie chodzi wyłącznie o przeraźliwe stwory, wampiry i mroczną magię, na które natkną się podróżni. Serial jest adaptacją powieści Matta Ruffa z 2016 r. Pisarz postanowił „przepisać” dzieła klasyka. Wyplenić z ich uniwersum najgorsze cechy autora: skrajny rasizm i ksenofobię. I tak zarówno w książce, jak i produkcji HBO to właśnie potwory z otchłani posępnej wyobraźni obrazują ukryte pokłady uprzedzeń i nienawiści. Nie tylko wobec ludzi o odmiennym kolorze skóry niż biały. Także wobec kobiet i wszystkich dźwigających etykietę „innego”. Bo kręgi piekła amerykańskiej nietolerancji są bardzo szerokie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.