„The Telegraph” informuje, że do wypadku doszło na Florydzie. 53-letnia Samantha Grant jechała samochodem wraz ze swoim partnerem, 60-letnim Markiem Phillipsem. W pewnym momencie, tuż przed punktem poboru opłat na autostradzie, auto pary uderzyło w betonową barierkę ochronną. Media informują, że do wypadku przyczynił się paparazzi, a policjanci twierdzą, że nie otrzymali żadnego zgłoszenia o takim zdarzeniu.
Winny paparazzi?
Partner przyrodniej siostry Meghan Markle przekazał mediom, że do wypadku doszło, ponieważ jadący przed nimi samochód prowadzony przez paparazzi w ostatniej chwili skręcił, zmuszając tym samym auto pary do takiego manewru. Wówczas samochód wjechał w barierę ochronną. Grant uderzyła w przednią szybę i wylądowała na macie podłogowej. Ponieważ cierpi na stwardnienie rozsiane, nie była w stanie wstać.
Policjanci informują z kolei, że nie dostali żadnego zgłoszenia o wypadku. Funkcjonariusze spędzili kilka godzin na przeglądaniu baz danych i policyjnych raportów, ale nie natrafili na chociażby najmniejszą wzmiankę o tym zdarzeniu. W związku z tym trudno z całą pewnością stwierdzić, czy do wypadku faktycznie przyczynił się paparazzi. Phillips, który siedział za kierownicą, może trafić na dwa miesiące do więzienia za niezgłoszenie incydentu.
Przypomnijmy, w sobotę 33-letni Harry, wnuk królowej Elżbiety II, szósty w kolejce członek rodziny królewskiej do objęcia tronu, oraz 36-letnia Meghan Markle mają się pobrać w kaplicy św. Jerzego w zamku Windsor. W ślubie udział weźmie ponad 600 gości. Na Wprost.pl zostanie przeprowadzona relacja NA ŻYWO z tego wydarzenia.
Czytaj też:
Duże zaskoczenie! Wiadomo, kto poprowadzi Meghan Markle do ołtarza