Marek Piekarczyk zyskał wiele lat temu rozpoznawalność, dzięki zespołowi TSA, a szerszej publiczności dał się poznać jako juror i trener w programie rozrywkowym „The Voice of Poland”. Dziś jest muzyczną ikoną nie tylko dla starszego pokolenia. Choć w swoim życiu był bezdomny i przeżył bolesną tragedię, zrobił karierę. 13 lipca tego roku obchodził swoje 73. urodziny.
Tragedia w życiu Marka Piekarczyka
Dzisiaj jest legendą i jedną z największych polskich rockowych gwiazd, nie zawsze jednak chciał rozwijać się w tym kierunku. Marek Piekarczyk początkowo chciał iść w ślady swojego ojca, który był oficerem Wojska Polskiego. Kiedy nie dostał się na Wojskową Akademię Techniczną, ukończył jednak Studium Kulturalno-Oświatowe w Ciechanowie, a potem Studium Rekreacji i Rozrywki, specjalizacja „Imprezy masowe dla dzieci”. Równocześnie imał się różnych zajęć – był m.in. malarzem, zajmował się ceramiką i nie miał gdzie mieszkać.
– Gdy miałem 18 lat i byłem bezdomny, spałem na rynku w Bochni, przyszły – mówię na nie indianki – dziewczyny romskie. Mówiły: „Patrz, tu jest ręka wybrańca losu. Będziesz jeździł po całym świecie i śpiewał”. Tak mi powiedziały. Nie wierzyłem w to, bo byłem wówczas malarzem, takim zwykłym. Jednak dokładnie w ostatni dzień trzydziestego roku życia śpiewałem „Trzy zapałki” na wielkiej scenie w Sopocie. Na drugi dzień skończyłem 30 lat i byłem już zawodowym muzykiem – wspominał.
Od tamtej pory zaczął robić muzyczną karierę. Równocześnie przeżył w swoim życiu ogromną tragedię. Otóż gdy miał 27 lat, był w związku z o 10 lat młodszą Ewą. Para poznała się w Bochni i od razu między nimi zaiskrzyło. Dziewczyna szybko zaszła w ciążę i jako osoba niepełnoletnia uzyskała pozwolenie z urzędu na ślub. Dopełnili wszelkich formalności, a uroczystością mieli zająć się po porodzie. Finalnie Ewa urodziła przedwcześnie. Syn, któremu dali na imię Michał, trafił do inkubatora. Nie udało mu się jednak przeżyć. Jak wokalista TSA stwierdził w swojej autobiografii, chłopiec zmarł przez zaniedbania personelu.
„Tej samej nocy, z soboty na niedzielę, zmarł. Po prostu zrobili sobie imprezkę na oddziale i nie dopilnowali. Potem nie mogłem zobaczyć swojego dziecka, takie były głupie czasy” — ujawnił w książce „Zwierzenia kontestatora”.
Aby zobaczyć ciało dziecka i się z nim pożegnać, musiał zapłacić mężczyźnie, który zbijał trumny w prosektorium. „Dałem mu 50 złotych i otworzył trumnę. Piękny, wspaniały, cudowny chłopczyk. Śliczne rysy, długie palce, wyglądał jak anioł” – wspominał. Po śmierci chłopca, jego związek z Ewą zawisł na włosku. „Po pogrzebie Ewa powiedziała, że teraz nic już nas nie łączy i mogę ją zostawić, ale pobraliśmy się. Po ślubie znów chciała zajść w ciążę i pojawił się Maciek. Między nami było fajnie, nie kłóciliśmy się” – pisał Marek Piekarczyk w swojej książce.
Wiadomo, że cztery lata po narodzinach Macieja, przywitali na świecie Sonię. Małżeństwo jednak i tak się rozpadło – żona Piekarczyka go zdradziła, co ten mocno przeżył. Inną miłość znalazł kilka lat po rozwodzie. Jego nową wybranką serca została młodsza od niego o 34 lata Katarzyna Rogalska-Piekarczyk. Wspólnie doczekali się w 2009 roku syna Filipa i do dziś są razem.
Czytaj też:
Gorący romans w czasach PRL-u. Piotr Fronczewski chciał porzucić żonę i dzieciCzytaj też:
Wielka gwiazda PRL-u narzeka na samotność i odtrącenie. „Gadam do siebie”