Joanna Racewicz popłakała się podczas wywiadu. „Czas nie leczy ran, wcale”

Joanna Racewicz popłakała się podczas wywiadu. „Czas nie leczy ran, wcale”

Joanna Racewicz
Joanna Racewicz Źródło:Newspix.pl / Aleksander Majdański
Dziennikarka w emocjonalnej rozmowie wspomniała męża. Joanna Racewicz nie kryła przed kamerami emocji.

Choć od katastrofy smoleńskiej minęło już blisko 14 lat, nadal jest ona żywa w sercach wielu ludzi. Jedną z tych osób jest Joanna Racewicz, która straciła w jej wyniku męża i ojca swojego dziecka. Dziennikarka niejednokrotnie mówiła w wywiadach o zmarłym Pawle Janeczku, jednak wydaje się, że dopiero teraz ujawniła szczegóły tego feralnego dnia i to w tak emocjonalny sposób.

Joanna Racewicz o szczegółach katastrofy smoleńskiej

Joanna Racewicz i Paweł Janeczek pobrali się 26 września 2004 roku, a cztery lata później na świat przyszedł ich syn, Igor. Szczęśliwe życie dziennikarki i oficera BOR-u przerwała tragedia, gdyż mężczyzna zginął 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie smoleńskiej. Wiadomo, że chciał odejść ze służby po zakończeniu prezydentury przez Lecha Kaczyńskiego. Niestety – nie zdążył.

O wydarzeniach tego feralnego dnia doskonale pamięta Joanna Racewicz, która cofnęła się do nich w najnowszym wywiadzie dla „Świata Gwiazd”. Okazało się, że syn dziennikarki był w domu pod opieką niani, natomiast ona w czasie lotu swojego męża i 96 innych osób przeprowadzała wywiad z Anią Dąbrowską. Razem miały pojawić się w kilku wejściach w „Dzień Dobry TVN”. W pewnym momencie dotarły do niej niepokojące informacje nt. Smoleńska.

– Odbyło się pierwsze wejście, zrobiłyśmy pierwszą rozmowę. Na przerwie reklamowej ktoś otworzył komputer i pamiętam zdanie: „Boże, słuchajcie, możemy nie mieć prezydenta!”. Wtedy zaczęłam dzwonić do Pawła. Jego telefon był wyłączony, nie odbierał. Był sygnał jak przy trybie samolotowym. Zadzwoniłam do jego kolegi, który odebrał. Nastąpiła dziwna wymiana zdań: „Poczekaj, sprawdzam”. Zrozumiałam, że on jest na tym pokładzie – mówiła Joanna Racewicz.

Następnego wejścia już nie było, a producent tego wydania śniadaniówki osobiście odwiózł ją do domu. Potem wokół niej zaroiło się od ludzi, natomiast ona tylko przytulała synka i o niczym innym nie myślała. O śmierci męża dowiedziała się z telewizji. – Telewizor był włączony, pamiętam ten brzęczący telewizor, te zdjęcia. Prowadzili Jarek Kuźniar i Beata Tadla. I to Beata powiedziała: Paweł Janeczek… Wymieniając tych, którzy byli na pokładzie – wspominała w wywiadzie.

Jest to o tyle poruszające, że mąż Joanny Racewicz wcale nie miał być tego dnia w pracy. Otóż Paweł Janeczek zamienił się z kolegą, ponieważ chciał być kilka dni później na urodzinach swojego syna. Dziennikarka wyznała, że sama doradzała mężowi, aby poleciał do Smoleńska, a na urodziny małego Igora został w domu.

– To nie była jego kolej. Miał dwa tygodnie później lecieć do Nowego Jorku z prezydentem, ale zamienił się z kolegą, bo chciał być na urodzinach syna. Zresztą była taka rozmowa między nami: „Co wybrać, Joasiu?”, „A chcesz być, kochanie, na urodzinach syna?”, „No pewnie!”, „To bierz Smoleńsk”. Kilka dni później ten kolega, z którym się zamienił, niósł na ramieniu jego trumnę, płacząc jak bóbr – powiedziała, po czym przerwała wywiad.

Kiedy opanowała łzy i wróciła przed kamerę, Joanna Racewicz zdradziła, że nigdy nie miała żalu do kolegi męża, ponieważ sama niejednokrotnie zamieniała się dyżurami w pracy, jednak dziwi ją fakt, że nigdy później do niej nie podszedł, nie porozmawiał. – Może się bał? Ludzie czasem boją się powiedzieć coś, zareagować. Reakcja oznacza wzięcie części odpowiedzialności. Strach blokuje myśli, słowa, uczynki i skutkuje zaniedbaniem. (...) Nie mam żalu, chyba go rozumiem, chociaż zrobiłabym inaczej – wyznała.

Gorzko dodała też, że wbrew popularnemu sformułowaniu czas nie leczy ran. – Czas nie leczy ran, wcale. Gdybym miała jakoś nazwać funkcję czasu w tym przypadku, w każdym innym zresztą, to on oswaja z tym, z czym masz się zmierzyć, niczego nie leczy. Może uczy cię chodzić nową koleiną, uczy nowych kroków, nowego oddechu, trochę bardziej płytkiego, ale nie leczy ran – podsumowała.

Czytaj też:
Joanna Racewicz: „Nabotoksowana, stara, obrzydliwa, najlepiej jakby umarła...”
Czytaj też:
Ostatnie zdjęcie męża Joanny Racewicz. „Czas nie leczy ran. Nie zabliźnia”

Opracowała:
Źródło: WPROST.pl / Świat Gwiazd