Katarzyna Burzyńska-Sychowicz: Od 15 lat jesteś na scenie, skończyłaś 30-stkę, wydajesz nowy singiel – to jest dla ciebie czas podsumowań i przemyśleń?
Ewa Farna: Dużo osób mówiło mi o 30-stce, że to jest czas refleksji. Dla mnie bardziej takim momentem przerodzenia był moment zostania mamą. Sądziłam, że przemiany są już za mną, ale okazuje się, że teraz też jakoś inaczej mi się w głowie układa, inaczej patrzę na świat, inaczej przeżywam. Jestem w procesie, cały czas w ruchu i to jest moja forma kruchości i intymności, z którą wychodzę do świata. Nowym utworem pokazuję swoje słabe miejsca, które muszę poznać od nowa, muszę się z nimi zmierzyć, ale wiem, że nie jestem w tym sama.
Co inaczej ci się układa w głowie albo co musisz sobie poukładać?
Cały czas jestem w szczęśliwym miejscu, jestem szczęśliwym człowiekiem – tak też podchodzę do świata i życia:
Nawet jak nie jest najweselej, szukam pozytywów.
Ale czasami chcę dać sobie prawo do smutku, nie starać się przebijać go czymś pięknym i ładnym, bo może właśnie jedyną opcją, jak sobie z tym poradzić, jest przejście wprost przez sam środek, nie omijanie go. Za bardzo też nie daję sobie możliwości wytchnienia: albo pracuję, albo jestem mamą na full, a ostatnio odczuwam potrzebę bycia sama ze sobą i swoimi myślami.
Jako ekstrawertyk nie sądziłam, że kiedyś będę tak miała.
Chciałabym popatrzeć przed siebie i dowiedzieć się, co naprawdę myślę, poznać siebie na nowo. Kiedyś myślałam, że jakaś jestem i taka już będę, że to jest stan końcowy, a przecież formujemy się cały czas, życie jest płynne i czasami to może być ciekawa podróż, podczas której okazuje się, że sama mogę siebie jeszcze zaskoczyć.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.