Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Mówią o pani „naturalna dziewczyna z lasu”.
Małgorzata Foremniak: Na stałe mieszkam na Powiślu, zakochałam się w tej części Warszawy, bo trochę przypomina mi małe miasteczko doklejone do dużego miasta. Jest tam dużo zieleni, chillout’owy klimat, fajne miejsca i drobne sklepiki, gdzie mogę porozmawiać z panem rzeźnikiem czy z panią od przetworów. Uwielbiam taką komunikację z drugim człowiekiem. Czuję się tutaj bardzo dobrze. Mieszkam w Warszawie, ale jak tylko mogę, zostawiam miasto i cały ten zgiełk, i wyjeżdżam do siebie na wieś, bo to jest miejsce, gdzie się resetuję i dochodzę do środka siebie. Za każdym razem, kiedy tam jestem, wyczyszcza mi się głowa i wzmacnia się moje serce, słyszę swoją duszę, odnajduję tam równowagę; kocham to miejsce.
Zamknięcie się w tej ciszy i lesie to jest dla mnie balsam.
Tam jest spokój i obowiązuje inne prawo – prawo przyrody. Ale lubię też miasto, lubię pójść do kawiarni, poobserwować ludzi, pójść od kina, do teatru czy na wystawę. To jest takie balansowanie. Życie to jest balansowanie. Mam świadomość, że wszystko to, co mnie otacza jest Matrixem, mam więc uważność, żeby nie wchodzić w to w całości, bo to mnie zmieli albo oddali od mojego środka.
Mówiąc Matrix, ma pani na myśli show-biznes?
Tak, ale nie tylko – chodzi też o moje potrzeby i świat, który mnie otacza. Bywa, że wpadam w takie pułapki: żeby być, stać się, osiągnąć coś, zdobyć – muszę być dla świata, a nie dla siebie. A przecież sztuka bycia ze sobą to jest to, co nas dokarmia. Wtedy czuję się najszczęśliwiej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.