Jego akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, w czasach II wojny światowej, a kobietą, wokół której koncentruje się akcja, jest postrzelona Holly Golightly, call-girl, która od towarzyszących jej w restauracjach mężczyzn bierze 50 dolarów na toaletę. Autor opowiadania, Truman Capote, widział w roli luksusowej prostytutki Marilyn Monroe. Tyle tylko, że aktorka z „Pół żartem pół serio” związana była kontraktem z Twentieth Century Fox, podczas gdy prawa do sfilmowania opowiadania kupiło Paramount. A tak się złożyło, że to właśnie tej wytwórni Audrey Hepburn była winna trzy filmy. Dla szefostwa było więc oczywiste, że to ta aktorka zagra Holly.
Do tej postaci nie była jednak przekonana sama Hepburn – parę miesięcy wcześniej urodziła syna, dla którego była gotowa odłożyć całą karierę na bok. Wreszcie jednak dała się przekonać swojemu agentowi, Kurtowi Fringsowi, szczególnie, że za zagranie kobiety lekkich obyczajów Paramount oferowało jej 750 000 dolarów. Dodatkowo reżyser Blake Edwards obiecał aktorce, że profesja głównej bohaterki nie będzie aż tak istotna, gdyż na pierwsze miejsce będzie wysunięty czar i nieodparty urok Holly. Jej przyjaciela, pisarza Paula Varjaka, zagrał George Peppard, aktor uważany wówczas za „młodego zdolnego”.
Oczywiście „Śniadanie u Tiffany’ego” to przede wszystkim początkowa sekwencja z Audrey Hepburn w sukience projektu jej przyjaciela, Huberta Givenchy, która je drożdżówkę przed witryną sklepu Tiffany’ego. Aktorka niemiłosiernie męczyła się podczas kręcenia tych scen. Po pierwsze – przeszkadzał jej tłum ludzi, którzy wstali skoro świt i ruszyli na Piątą Aleję, aby oglądać swoją ulubioną aktorkę kręcącą nowy film. Pora była dość wczesna, bo w tym samym czasie w Nowym Jorku przebywał Nikita Chruszczow – tłumy kłębiące się na Piątej Alei były ostatnią rzeczą, jaką chciały się zajmować w tym czasie służby bezpieczeństwa. Po drugie – Audrey nienawidziła drożdżówek i nijak nie mogła przekonać reżysera, aby zastąpił wypiek porcją lodów. Czy dziś możemy sobie wyobrazić tę pierwszą sekwencję z Audrey Hepburn zajadającą rożka?
„Śniadanie u Tiffany’ego” to także niezapomniana piosenka „Moon River”, którą dla Audrey Hepburn specjalnie napisał Henry Mancini: „Wiedziałem, jak to napisać zaraz po pierwszym spotkaniu z Audrey” – mówił kompozytor. A Hepburn doskonale wiedziała jak to zaśpiewać. Kiedy po pokazie dla szefostwa Paramountu zapadła decyzja o usunięciu „Moon River”, to właśnie interwencja aktorki sprawiła, że piosenka pozostała w filmie. Po śmierci Hepburn w 1993 firma Tiffany&Co napisała anons, który nawiązywał do inwokacji piosenki Manciniego: „Naszej Przyjaciółce Czarnej Jagodzie”. Warto jednak zaznaczyć, że po ogromnym sukcesie filmu przedstawiciele Tiffany’ego zaproponowali aktorce stałą współpracę. Odpowiedź Audrey brzmiała: „Miss diamentów nigdy nie będzie moim wizerunkiem”.
Dzieło Blake’a Edwardsa na trwałe zapisało się w historii kina i do dziś inspiruje wielu twórców. I tak na przykład Pedro Almodóvar, najsłynniejszy hiszpański reżyser, czerpał garściami z tego filmu przy realizacji „Złego wychowania” w 2004 roku. Przyznał się również, że główna bohaterka jego filmu „Kika” jest wzorowana właśnie na postaci Holly Golightly. Z kolei w 1994 roku zespół Deep Blue Something wyprodukował singiel „Breakfast at Tiffany’s”. Prawie sześćdziesiąt lat po premierze tego kultowego filmu dziewczynki wciąż chcą się bawić lalkami stylizowanymi na bohaterkę graną przez Hepburn. Z pewnością jeszcze przez wiele lat będą istnieć fani sympatycznej Holly i jej bezimiennego kota.
Autorką tekstu Urodziny bezimiennego kota, czyli rocznica premiery „Śniadania u Tiffany’ego” jest Agata Łysakowska-Trzoss. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.
Czytaj też:
Monica Bellucci obchodzi 55. urodziny. Jak się zmieniła? Najlepsze filmy z udziałem aktorki