Geniusz kina zdradził swoje sekrety. „To sprawi, że będą krzyczeć”

Geniusz kina zdradził swoje sekrety. „To sprawi, że będą krzyczeć”

Dodano: 
„Psychoza”
„Psychoza” Źródło: Shamley Productions
Przez jego filmy niejeden mógł się nabawić traumy. Mało kto był obojętny. Widzowie krzyczeli i kuli się ze strachu w fotelach.

Ponad wiek temu urodził się człowiek, który zrewolucjonizował kino, ucząc widzów, że prawdziwy strach rodzi się nie na ekranie, lecz w umyśle. Alfred Hitchcock potrafił — i do dziś potrafi — sprawić, że publiczność najpierw krzyczała z przerażenia, a chwilę później śmiała się z ulgi.

Alfred Hitchcock – „mistrz suspensu”

Jeden z najważniejszych reżyserów w historii kina, nazywany „mistrzem suspensu” urodził się 13 sierpnia 1899 roku w Londynie, zmarł 29 kwietnia 1980 roku w Los Angeles. W ciągu imponującej, sześćdziesięcioletniej kariery zrealizował 53 filmy fabularne, które na zawsze odmieniły sposób opowiadania historii na ekranie. Zanim trafił do świata filmu, pracował jako copywriter i technik w firmie produkującej kable, a jego przygoda z kinem rozpoczęła się w 1919 roku od projektowania plansz z napisami. Przełomem okazał się „Lokator” z 1927 roku. Film, który zdefiniował pojęcie dreszczowca. Dwa lata później Hitchcock nakręcił „Szantaż”, pierwszą brytyjską produkcję dźwiękową.

W latach 30. stworzył klasyki takie jak „39 kroków” i „Starsza pani znika”, uznawane dziś przez Brytyjski Instytut Filmowy za jedne z najwybitniejszych dzieł brytyjskiego kina XX wieku. W 1939 roku przeniósł się do Hollywood, gdzie powstały jego najbardziej rozpoznawalne filmy – m.in. „Rebeka”, „Psychoza”, „Okno na podwórze” czy „Ptaki”. Charakteryzował się niezwykłą dbałością o detal i perfekcyjnym budowaniem napięcia, a jego krótkie występy cameo w każdym filmie stały się znakiem firmowym. Pięciokrotnie nominowany do Oscara, na trwałe zapisał się w historii jako twórca, który uczynił z niepokoju sztukę. W archiwalnym wywiadzie dla BBC z 1964 roku zdradził, jak precyzyjnie sterował emocjami milionów widzów.

Strach, który rodzi się w głowie

„Wierzę w to, że horror należy budzić w umyśle widza, a niekoniecznie na ekranie” – mówił Hitchcock w rozmowie z Huw Wheldonem z BBC. Reżyser tłumaczył, że jego sztuka opierała się na psychologii i intuicji, a nie na dosłowności obrazu. Dzięki temu filmy takie jak „Zawrót głowy”, „Nieznajomi z pociągu” czy „Psychoza” do dziś pozostają wzorcami w budowaniu napięcia.

W kultowej scenie z „Ptaków” Tippi Hedren siedzi na placu zabaw, niczego nieświadoma, gdy za jej plecami zbiera się coraz liczniejsze stado wron. Ptaków przybywa, ona trwa nieruchomo. Zderzenie spokoju i niepokoju. Kamera co chwila wraca do jej twarzy, a potem do coraz bardziej niepokojących ptaków. Hitchcock nie pokazuje jeszcze ataku, każe widzowi czekać, czuć narastający niepokój, nakręca grozę sekunda po sekundzie. Ta gra z emocjami sprawia, że scena zapisała się w historii kina i w pamięci milionów widzów.

Kino Hitchcocka jak rollercoaster

Reżyser porównywał siebie do konstruktora kolejki górskiej. „W pewnym sensie jestem człowiekiem, który, konstruując kolejkę, pyta: »jak stromo możemy zrobić pierwszy zjazd?« i »to sprawi, że będą krzyczeć«” – tłumaczył. Wiedział, że widzom trzeba dostarczyć dreszczyku, ale nigdy nie wolno przekroczyć granicy. „Chcesz, by wyszli z kina chichocząc z przyjemności, jak kobieta, która po sentymentalnym filmie mówi: »Och, porządnie się wypłakałam«” – dodawał. To, co Hitchcock nazywał „satysfakcją z chwilowego bólu”, polegało na tym, że publiczność znosiła emocjonalne męki, wiedząc, że w finale czeka ją katharsis, oczyszczające uwolnienie napięcia.

Choć Hitchcock korzystał z dźwięku w sposób genialny – muzyka, jak w „Psychozie” również wywołuje ciarki – to jednak uważał się przede wszystkim za twórcę kina wizualnego. Jego kariera zaczynała się w epoce filmu niemego, gdzie opowieść należało zbudować wyłącznie obrazem. Perfekcyjnie wykorzystywał ujęcia kamery z pozycji obserwatora, świadka przerażających wydarzeń. W „Oknie na podwórze” kamera przybliża dłonie Grace Kelly, gdy bohaterka daje znak Jamesowi Stewartowi, że znalazła dowód zbrodni. Morderca orientuje się, że jest obserwowany. Nie trzeba słów, by widz wiedział, że bohaterowie są w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Z kolei w „Zawrocie głowy” zastosował innowacyjny „dolly zoom” (sposób filmowania kamerą polegający na gwałtownej zmianie ogniskowej kamery i odległości od filmowanego przedmiotu/postaci powodujący zmianę perspektywy tła bez zmiany perspektywy pierwszego planu), który do dziś uznaje się za przełom w historii kina. Ten efekt pozwalał widzom niemal fizycznie odczuć lęk i dezorientację bohatera, cierpiącego na lęk wysokości.

Alfred Hitchcock: „Nie interesuje mnie treść, tylko reakcja widza”

Dla Hitchcocka fabuła była jedynie narzędziem. „Film może dotyczyć czegokolwiek, o ile sprawię, że widzowie zareagują w określony sposób na to, co pokażę na ekranie” – mówił w BBC. To on spopularyzował pojęcie „MacGuffin” – elementu napędzającego akcję, który sam w sobie nie ma większego znaczenia. Kluczowe było jedno: emocje. Widz nie musiał wszystkiego widzieć, by czuć strach. Hitchcock wiedział, że to, co niewidoczne, potrafi przerażać najbardziej.

Kultowa scena pod prysznicem z „Psychozy” do dziś jest wzorem montażu i napięcia. Ujęcia noża, twarzy Janet Leigh i przerażająca muzyka tworzą złudzenie brutalnej przemocy, choć na ekranie nie widać ani jednej drastycznej sceny. „Cóż, celowo zrobiłem to dość brutalnie” – przyznał reżyser. – „Ale w miarę rozwoju filmu wkładałem w niego coraz mniej fizycznej grozy, a coraz więcej napięcia w umyśle widza. Pod koniec publiczność krzyczała z bólu. Dzięki Bogu!”.

Hitchcock udowodnił, że kino to sztuka manipulowania emocjami, a nie tylko opowiadania historii. Do dziś jego filmy pozostają nie tylko lekcją mistrzowskiego rzemiosła, lecz także dowodem, że największy strach nie wymaga żywych trupów, hektolitrów krwi ani obleśnych potworów. Wystarczy ludzka wyobraźnia.

Źródło: WPROST.pl / BBC