„Zostawcie Tupolewa. Nie zadręczajcie pomników. Przynajmniej tego. Oszczędźcie Janosika. Nie zasypujcie go kwiatami. Proszę. Nigdy nie lubił akademii ku czci, wszelkich wzmożeń ani narodowego zadęcia. Kwiaty tylko w ogrodzie, albo białym wazonie na stole. Jaka szkoda tylko, że nie będę wysłuchana” – napisała Joanna Racewicz w piątek 9 kwietnia.
W dalszej części postu zamieszczonego na Instagramie dziennikarka prognozowała, w jaki sposób będzie przebiegała 11. rocznica katastrofy smoleńskiej. „Jutro, w jedenastą rocznicę, w poważnych garniturach i namaszczonych twarzach staną tu kolejne delegacje, żeby obrzucić groby tonami wiązanek. Aż kamieniom zabraknie powietrza. Staną w maskach panie i panowie i tylko oczy będą do upilnowania... Przyjdą – w imię potrzeby, czy powinności? Dla hołdu, czy polityki?” – pytała.
„Tak, jestem wdzięczna za pamięć, ale ona nie musi walić w bęben, ani więdnąć na grobach. Nie musi krzyczeć o zamachu, ani wzniecać pochodnie. Wystarczy znak. Symbol. Gest. Ciepła myśl, światło do nieba. Tyle razy powtarzałam tym, co płaczą po Janosiku, że – jeśli chcą ukłonić się Przyjacielowi – niech zabiorą na spacer Jego Syna. Na mecz, trening, lody. Zrozumiał jeden. Dzięki, Darek” – kontynuowała Joanna Racewicz we wpisie w mediach społecznościowych.
Joanna Racewicz nawiązała do życia w dobie pandemii
Dziennikarka zaznaczyła, że nie ma pretensji. „Każdy ma swoje życie, ale prawdziwą i doskonałą pamiątką po zmarłych są ich dzieci, a nie granity na Powązkach. Dźwigać trumnę Przyjaciela na ramieniu – wielka rzecz. Ale większa – zadbać o żywych. Są pomniki trwalsze, niż ze spiżu. Na wyciągnięcie ręki. Cudne i uśmiechnięte. Żyję dzięki jednemu z nich. Dziękuję, Synku” – napisała.
„PS. Teraz codziennie umiera kilka Tupolewów. Dzień w dzień. W samotności, udręce, na covidowych oddziałach. Bez uścisku dłoni ukochanej osoby, bez ostatniego »do widzenia«. Przytulam wszystkich, których serca pękają z żalu. Nie umiem Was pocieszyć” – zakończyła Joanna Racewicz.