Anna Popek, na początku wpisu zamieszczonego na Instagramie informuje, że „poniektórzy domagają się” zabrania przez nią głosu w sprawie protestów. Następnie wyznała, że bardzo bliska jej osoba jest w szpitalu pod respiratorem, a w związku z tym ma ona codzienny kontakt z lekarzami i pielęgniarkami.
„Wciągają nas w szalony taniec śmierci”
„Mówią, że chorych dramatycznie szybko przybywa, że ludzie zarażają się błyskawicznie jeden od drugiego i że personel musi pracować ponad plan, żeby móc obsłużyć przynajmniej w podstawowym zakresie chorych. Tak często mówiono o dystansie, że słowo to przestało mieć realne znaczenie za to nawoływanie do protestów, marszy, strajków i zbiorowisk pada na znakomity grunt” – stwierdza dziennikarka. „Czy nie wydaje się Wam to jednak cyniczne, żeby w imię budowania kapitału politycznego i mówiąc jednocześnie o zdrowiu i prawach kobiet wciągać nas wszystkich w szalony taniec śmierci?” – pyta dalej Popek, stwierdzając, że „tak będzie i śmierć będzie kosić równo i tych którzy na marsze chodzą i tych, którzy nie chodzą, ale prędzej czy później zetkną się z nosicielami”.
„U niektórych rozum śpi”
Popek przekonuje, że „wirus się przenosi, bo taka jest jego natura”, i umierają młodzi ludzie. Jak pisze, ostatnio umarł jej 38-letni znajomy, ojciec dwójki dzieci. „We wtorek publikował jeszcze zdjęcie z respiratorem w tle, a w środę już nie żył. Przez świat kroczy śmierć i wydaje się, że jej marsz nabiera tempa. Rozum nakazywałby więc unikanie niebezpieczeństwa. Ale zdaje się, że u niektórych rozum śpi”... – stwierdza na koniec wpisu dziennikarka.
Czytaj też:
Michał Piróg był na proteście, atakuje rząd: Wzrost zakażeń to wasza wina
52-letnia dziennikarka Anna Popek