W oczekiwaniu na kwietniową premierę 8. sezonu „Gry o Tron” aktorzy podgrzewają emocje licznymi wywiadami. Kit Harrington w rozmowie z „Variety” opowiedział o trudnościach związanych z rolą Joha Snowa. Aktor przyznał, że newralgiczny był dla niego piąty sezon, w którym odtwarzana przez niego postać zmarła, a następnie została ożywiona.
– Najtrudniejszy był dla mnie moment, w którym akcja skupiła się na Jonie – gdy zmarł i wrócił. Naprawdę nie podobało mi się, gdy cały show skoncentrowało się na Jonie, choć rozwiązywało to mój problem z nim jako słabym ogniem, bo teraz wszystko było skupione na nim – tłumaczył aktor.
Jak przyznał, zaskoczyła go intensywność reakcji widzów. – Gdy stajesz się cliffhangerem (zabieg polegający na zawieszeniu akcji w kluczowym, pełnym napięcia momencie – red.) w serialu, który jest wtedy prawdopodobnie u szczytu popularności, to uwaga skupiona na tobie jest k******o przerażająca – wyznał Harrington. Aktor przyznał, że czas między 5. a 6. sezonem był trudnym momentem w jego życiu.
– Czułem, że powinienem być najszczęśliwszą osobą na ziemi, podczas gdy w rzeczywistości czułem się bardzo bezbronny. Miałem taki rozedrgany moment w życiu, jak niektórzy ludzie po dwudziestce – dodał. Gwiazdor „Gry o Tron” przyznał, że był to moment, w którym zwrócił się z prośbą o pomoc do specjalisty. – To był czas, gdy zacząłem terapię i gdy zacząłem rozmawiać z ludźmi. Wcześniej czułem się bardzo niebezpiecznie i z nikim nie rozmawiałem – zdradził Harrington.
Finałowy, ósmy sezon „Gry o Tron” zadebiutuje 14 kwietnia.
Czytaj też:
Twórcy „Gry o Tron” uchylają rąbka tajemnicy. To powinno ucieszyć fanów!