Olaf Lubaszenko o „czasach chaosu”: Nie umiałbym przewieźć paczki nielegalnych papierosów przez granicę

Olaf Lubaszenko o „czasach chaosu”: Nie umiałbym przewieźć paczki nielegalnych papierosów przez granicę

Kadr z filmu „Napad”
Kadr z filmu „Napad” Źródło: Netflix / Bartosz Mrozowski
Nagle otworzyły się – wydawało się wtedy – cudowne możliwości zostania kimś zamożnym, zaznania luksusu, zaspokojenia oddalonej, niemożliwej do spełnienia przez dziesięciolecia potrzeby luksusu i zdobywania dóbr – o latach 90. w rozmowie z „Wprost” mówi Olaf Lubaszenko. – W tamtych czasach, za potrzebą, z braku pracy na Litwie, mama wyruszyła do Polski, na Stadion Dziesięciolecia, żeby sprzedawać i utrzymywać rodzinę na Litwie – dodaje Wiktoria Gorodeckaja, ekranowa partnerka Lubaszenki z filmu „Napad”, nowej produkcji Netflixa w reżyserii Michała Gazdy.

Na Netflix zadebiutował „Napad”, nowy film Michała Gazdy, reżysera, który w ubiegłym roku oczarował publiczność nową wersją „Znachora”. Tym razem twórca przenosi widzów do roku 1995 i podejmuje próbę rozliczenia się z polską historią i nastrojem społecznym, który pokutuje do dzisiaj.

„Napad” opowiada o makabrycznej zbrodni, która niesie za sobą dramatyczne konsekwencje. Rozwiązania kryminalnej zagadki podejmuje się wyrzucony kilka lat wcześniej z pracy i pozbawiony rangi majora policji Gadacz, grany przez Olafa Lubaszenko. Mężczyzna znany jest ze swoich „grzechów z czasów komuny”, efektywności w „łamaniu” ludzi oraz „gonienia solidarnościuchów”. Teraz prokurator daje mu szansę na powrót do służby, jednak pod warunkiem, że uda mu się w 14 dni złapać sprawców krwawego napadu na bank. Pomóc ma mu w tym młoda funkcjonariuszka policji, nazywana Kieszonką (ponieważ dotąd głównie zajmowała się drobnymi kradzieżami), w którą wciela się Wiktoria Gorodeckaja. Para wytwarza ze sobą na ekranie silną więź, próbując dociec prawdy. Wszyscy jednak w tym filmie mają swoje tajemnice.

Gabriela Keklak: Czy jako reżyser wielu kultowych polskich filmów, o których mówi się, że „dziś już takich nie ma”, dobiera pan swoje role mając na uwadze, że u widzów występuje właśnie pewien rodzaj nostalgii za minionym czasem?

Olaf Lubaszenko: Czy ja wiem... Tutaj chyba muszę jednak odpowiedzieć, że decyduje po pierwsze scenariusz i postać, po drugie to, z kim będę pracował. O tego typu szerszym, historycznym wręcz aspekcie całej sprawy, nie myślę. Jeśli coś przy okazji wychodzi, to oczywiście dobrze, fajnie.

Dodatkowe konteksty, smaczki to zawsze wartość dodana.

Ale zawsze najważniejszy jest scenariusz, bohater oraz to, kto to robi i to, z kim to realizujemy. Odpowiedź jest dość prosta, może wyglądać na dość banalną, ale generalnie jestem zwolennikiem tego, żeby banały sobie powtarzać, bo banał można inaczej nazwać złotą myślą, albo mądrością życiową.

Artykuł został opublikowany w 44/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Źródło: WPROST.pl