To on zagrał Mickiewicza. O filmie mówi: „Ładna, sielankowa historia. Bez fajerwerków, ale tak miało być”

To on zagrał Mickiewicza. O filmie mówi: „Ładna, sielankowa historia. Bez fajerwerków, ale tak miało być”

Rozbicki zagrał w filmie „Niepewność. Zakochany Mickiewicz”
Rozbicki zagrał w filmie „Niepewność. Zakochany Mickiewicz” Źródło: materiały prasowe
Wierzę, że życie to jest poezja, niekończący się wiersz. Nie wiem, skąd to mam, chyba tak zostałem wychowany, a może to mój wyjątkowo rozwinięty pierwiastek słowiański? Myślę, że my, Polacy jesteśmy bardzo romantyczni. Widzę to teraz, kiedy mieszkam w Stanach – tam mało kto zagląda tak głęboko w sens istnienia jak my. Mamy decydowanie bardziej wrażliwe dusze, co bywa naszą zmorą, ale myślę, że nie ma się co tego wstydzić, a raczej należy pielęgnować – mówi Nikodem Rozbicki, odtwórca głównej roli w filmie „Niepewność. Zakochany Mickiewicz”. Pytany o sprawy sercowe, które ostatnio zdominowały publikacje na jego temat, odpowiedział m.in.: Strasznie trudno o głębokie i wartościowe uczucia w tym pędzącym świecie.

Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost": Zagrałeś Mickiewicza w filmie „Niepewność. Zakochany Mickiewicz". Jest coś, co budzi twoją niepewność w życiu zawodowym albo prywatnym?

Nikodem Rozbicki: Raczej jestem dość pewny i siebie, i swoich decyzji.

Zawsze tak było?

Zawsze byłem tym, który reprezentował klasę np. u dyrektora, zawsze walczyłem, gdy były kłopoty, byłem kapitanem drużyny piłkarskiej, liderem zespołu muzycznego, zawsze coś mnie pchało na przodu, a to wymaga pewności i odwagi. Choć z drugiej strony niepewność też jest wpisana w nasze życie, wszystkich nas dopada.

Bywa tak, że czujesz się niepewnie w roli?

Zdarzało się, szczególnie wtedy, gdy trafiałem na projekty, które okazywały się niedopracowane albo zwyczajnie nieprzygotowane. Teraz staram się tego unikać.

Jeśli ktoś powierza mi rolę, wymagam, żebyśmy zawczasu zrobili próby, ustalili wektory, to, o co walczymy. Ale też musiałem się nauczyć, żeby tego wymagać.

Ostatnio robiłem „Odwilż" z Ksawerym Żuławskim, tam był taki styl budowania ról, że Ksawery poprawiał wszystko, dobijał się do prawdy, korzystał i czerpał z aktorów do ostatniej chwili. Jak pojawiłem się na planie, zostałem od razu wrzucony na głęboką wodę. Byłem przygotowany ze scen, które miałem zaplanowane na ten dzień, nagle Ksawery zaczął nakreślać na nowo, jak to ma wyglądać. To był moment trochę niepewny i bardzo stymulujący, żeby się w takiej sytuacji odnaleźć. Wskoczyłem więc w te szalone buty i szybko nutka niepewności stała się bodźcem do rzucenia się w otchłań twórczą. Wtedy chyba pojąłem, jak latać i nie spaść. Bardzo lubię momenty wychodzenia ze strefy komfortu, cieszę się, kiedy konfrontuję się z nowymi postaciami, wtedy czuję, że żyję, że to ma sens. Lubię wyzwania.

Jednym z nich było zmierzenie się z postacią Adama Mickiewicza?

Mickiewicz to był skok w świat, który był budowany wiele lat. Na pierwszym roku szkoły teatralnej spotkałem się z reżyserem Waldkiem Szarkiem i wtedy też zaczęła się praca nad tym projektem. Film powstawał 9 lat, umierał i znowu powstawał... Bardzo się w niego zaangażowałem: od etapu scenariusza do finalnych zdjęć, wtrącałem się bardzo, może czasem nawet za bardzo. Niektórym to się podobało, ale byli też tacy, którzy za tym nie przepadali. Efektem naszej pracy jest ładna, sielankowa i romantyczna historia; bez fajerwerków, ale tak miało być.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Wprost.

Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.