Bieniewice to mała wieś w województwie mazowieckim, położona blisko Warszawy. W położonym na końcu drogi niespełna trzydziestopięciometrowym domku mieszkali pani Sylwia i jej 9-letni syn Kuba.
Rodzinny dramat
Przez długi czas pani Sylwia wiodła szczęśliwe życie. – Waldemara poznałam przez znajomych w Kołobrzegu. Byliśmy ze sobą razem siedemnaście lat. Wybuchła pandemia, a on popadł w depresję. Poszedł na zwolnienie, a potem stracił pracę. Martwił się, bo on nas utrzymywał – mówiła w programie kobieta. – Tamtego dnia rano wyjechał mówiąc swojej mojej mamie, że jedzie w sprawie pracy. Ja o tym w ogóle nic nie wiedziałam. Po południu zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy mogłabym się z nim skontaktować, ale nie odbierał telefonów. Wpadłam na pomysł, żeby pojechać do lasu. Po pewnym czasie go znaleźliśmy – opowiadała pani Sylwia. – Bardzo mi go brakuje, bo był fajnym tatą – podkreślał Kuba.
W jakich warunkach mieszkała rodzina z Bieniewic?
Rodzina mieszkała w domu kupionym przez panią Sylwię ze spadku po mamie. Jednym z głównych problemów był przeciekający dach. W każdym pomieszczeniu. – Jak siedzę przy biurku, to kapie mi na ramiona, na szyję – mówił Kuba. Cały dom ogrzewała niebezpieczna koza. Brakowało wentylacji, więc pojawiał się grzyb. Mama i syn mieszkali w jednym pokoju i spali na niewygodnych, rozkładanych kanapach.
Katarzyna Dowbor i ekipa programu „Nasz nowy dom” postanowili odmienić los rodziny. Zobaczcie efekty metamorfozy, jakiej dokonali w domu.
Czytaj też:
Sobel i Sanah we wspólnym utworze „Cześć, jak się masz?”. Co mówią o współpracy?
„Nasz nowy dom”. Tego dokonała ekipa w Bieniewicach! Zdjęcia przed i po