Maja Frykowska w rozmowie z Plejadą przyznała, że zabójstwo dokonane przez członków sekty Mansona stanowi „tragiczny i bolesny rozdział w historii jej rodziny”. – Dziś walczę o prawdę po zamordowanym dziadku. A sprawa pieniędzy z odszkodowania jest trudną sprawą, jednak za wcześnie by o tym mówić. Pieniądze nie są dla mnie najważniejsze – przyznała celebrytka, która sławę zyskała dzięki występom w programach takich jak „Big Brother” czy „Bar”. Dodała, że zależy jej na ukazaniu prawdy na temat dziadka, wokół którego „przez lata narosło wiele legend”.
Frykowski sprawę wygrał
Popularna „Frytka” przyznała, że film„Pewnego razu... w Hollywood”może przywrócić pamięć o Wojciechu Frykowskim, ponieważ „wielu Polaków nawet nie zdawało sobie sprawy, że w willi Polańskiego przy Cielo Drive został zamordowany nasz rodak”. Celebrytka przypomniała, że „niezwykle barwna i charyzmatyczna” była postać nie tylko jej dziadka, ale również ojca – Bartłomieja Frykowskiego. – Nie jest tajemnicą, że byli artystami oraz uczestniczyli w życiu filmowym w Polsce i na świecie, ten fakt pokazuje również najnowszy film Tarantino – przyznała.
Zdaniem cytowanego przez Daily Mail prawnika Nathaniela Friedmana, który w przeszłości reprezentował Bartłomieja Frykowskiego, żyjący krewni Wojciecha mogliby uzyskać pieniądze od wytwórni Sony Pictures, która wzbogaciła się robiąc film na podstawie tragicznych wydarzeń z udziałem polskiego producenta. – Pieniądze powinny trafić do jego krewnych. To jest rozsądne, ponieważ zarobią mnóstwo pieniędzy na tym filmie. Produkcja opiera się na tragedii. To niemoralne, a wszystko, czym się przejmują, to wyciąganie pieniędzy. Ich ojciec nie żyje i nie mógł odwoływać się do wyroku, ale oni mogą to zrobić – dodał nawiązując do faktu, że Bartłomiej Frykowski w 1971 roku złożył pozew przeciwko Mansonowi. Polak wygrał sprawę, ale nie uzyskał nawet złotówki, ponieważ przywódca sekty przebywał wówczas za kratkami.
Czytaj też:
„Pewnego razu w... Hollywood” zostanie poddany cenzurze? Tarantino zabrał głos