W dokumencie poznajemy dwóch braci – Jakuba i Bartłomieja Pankowiaków. Jako dzieci, w 1996 roku, przeprowadzili się wraz z rodzicami do domu parafialnego w Pleszewie (miasto w województwie wielkopolskim, w Kaliskiem), ponieważ ich ojciec był organistą. Podjął pracę w Parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela. Jakub Pankowiak opowiada w dokumencie, że „przenosząc się wydawało im się, że złapali pana Boga za nogi”. Dom parafialny miał duże pomieszczenia, dookoła był park, a nieopodal boisko. Były tam dwa mieszkania – rodzina Pankowiaków zajmowała to na górze, na dole mieszkało starsze małżeństwo. – Kuchnia i łazienka były na uboczu i był ciąg trzech pomieszczeń takich mieszkalnych. Duży salon, pokój, pokój mniejszy, w którym my mieszkaliśmy z bratem i najmniejszy pokój, który zajmowała siostra – opowiada Jakub w dokumencie.
Kiedy przychodził do nich ksiądz Arkadiusz Hajdasz, to siadał w tym ostatnim pokoju. – Kiedy ktoś szedł, było słychać. Był na tyle bezczelny, że nas dotykał i całował, gdy rodzice byli w domu. Bo wiedział, że jak mama wyjdzie z kuchni i będzie szła to pokoju, zajmie jej to z 15 sekund i w tym czasie mógł zakończyć swe działania – wyjaśnia Jakub. Ksiądz uczył go grać na gitarze, wtedy zamykali się w pokoju. – Mama myślała, że ćwiczymy, a on wtedy robił, co robił – mówi. – Z tego, co mówił mi Bartek, mój brat, u niego wyglądało to dokładnie tak samo – mówi. Jego brat, Bartłomiej, powiedział mu o tym, że również był molestowany przez Hajdasza, dopiero około 8 lat temu. – Miałem 13 lat, a wydawało mi się, że już może jestem dorosły i nie przyszło mi do głowy, że można się zainteresować seksualnie 7-latkiem – opowiada Jakub w dokumencie.
„Diabeł mnie skusił, biskup o wszystkim wie”
W „Zabawie w chowanego” pokazana jest rozmowa Bartłomieja Pankowiaka z księdzem Arkadiuszem Hajdaszem w Kaliszu w listopadzie 2018 roku. Z dokumentu dowiadujemy się, że ksiądz z dnia na dzień został zdegradowany przez biskupa, później ukrywany był w kościele w Kaliszu, a następnie podjął prace w szpitalu w Kaliszu. W nagranym w kaplicy szpitalnej w 2018 roku kazaniu, Hajdasz mówi, m.in., że „ma ciężką nogę” i „gdyby nie medalik, już dawno byłby w pamięci świętej”. Na końcu mszy dodaje: „Zapomniałem, jeszcze jedno Zdrowaś Mario w intencji Piotrusia, który przebywa w naszym szpitalu. A także w intencji wszystkich tych dzieci, które tu przebywają w szpitalu”.
Bartłomiej i Jakub nie byli jedynymi ofiarami księdza. Rodzice innej ofiary Hajdasza nagrali rozmowę z nim, w której ten przyznaje się, że „diabeł go skusił”. Mówi także, że „biskup o wszystkim wie”. – Hajdasz jest chory psychicznie. Większy mam żal do tych, którzy są wokół, którzy to widzą, patrzą na to, obserwują – mówi Andrzej, który doznał nadużyć ze strony księdza.
Zależność Prokuratury Krajowej i Episkopatu Polski
Prawnik Artur Nowak podkreśla, że o nadużyciach musiał być powiadamiany Edward Janiak, biskup pomocniczy wrocławski w latach 1996-2012 oraz biskup diecezjalny kaliski od 2012 roku. – Nic nie zrobił, nawet nie zastosował się do prawa kościelnego, od 2001 roku powinien takie sprawy odsyłać do Watykanu, on to wysłał dzisiaj, gdy już wie, że będzie afera, kiedy wie, że sprawa jest spalona – mówi w dokumencie.
Prokuratura w Pleszewie nie zamknęła postępowania w lutym 2020 roku i nie skierowała też sprawy do sądu. Nowak w dokumencie zwraca uwagę na to, że Prokuratura Krajowa wydała zarządzenie, które reguluje postępowanie prokuratorów s sprawach przestępstw seksualnych popełnionych przez duchownych. Mogą oni rzekomo przekazywać akta toczących się postępowań przedstawicielom Kościoła. Nie jest to dozwolone w procesach karnych. Kurie w związku z tym mają pełen dostęp do materiałów i mogą wykorzystywać tę wiedzę przygotowując się do procesu. O udostępnienie dokumentów w sprawie Hajdasza zwrócił się do prokuratury biskup Edward Janiak.
W „Zabawie w chowanego” przypomniała została też sprawa byłego księdza Pawła Kani. Według prawnika ofiary Kani z Bydgoszczy, to biskup Janiak był osobą inicjującą przeniesienie księdza.
Czytaj też:
Tomasz Terlikowski widział nowy film braci Sekielskich. Ostre słowa dziennikarza