Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: „Gdy się pojawiasz na szklanym ekranie, wizję zalewa czerwień twych ust”.
Jolanta Fajkowska: O tym, że ten fragment „Mydełka fa” jest mną inspirowany, dowiedziałam się dopiero po śmierci Andrzeja Korzyńskiego, autora tekstu. Znaliśmy się, ale on nigdy mi o tym nie powiedział. Jak odkryłam, że w piosence, którą też nuciłam – jak wszyscy – pojawiam się ja, wzruszyłam się. Piosenka jest żartobliwa, ale sam fakt, że człowiek jest zapisany w historii polskiej piosenki, to jest coś! (śmiech).
Zapisała się też pani w historii polskiej telewizji. Jaka to była telewizja wtedy, kiedy pani zaczynała? Jak traktowała młodą kobietę?
To, jak wtedy myślałam, a to, co myślę dzisiaj, to są dwa punkty widzenia. Dziś widzę, jak byłam naiwna. Wtedy wydawało się, że tak jest fajnie, byłam zachwycona. Widziałam samo dobro, bo nie zaznałam niczego złego. Weszłam do telewizji i chwilę później byłam już gwiazdą. Zaczynałam od „Teleexpressu”, a każdy, kto tam pracował, stawał się gwiazdą. Musiał się nią stać, bo wszyscy ten serwis oglądali. Dostawaliśmy całe worki listów, również z zagranicy, wielkie pocztowe wory. Przyjeżdżały do nas zagraniczne stacje, filmowały nas, więc jak mieliśmy się czuć? Po roku przeszłam z „Teleexpressu” do Dwójki. Też nie byłam kimś, kto zabiega, kto wydreptuje – od razu dostałam program. I myślałam, że tak ma być.
Miałam szczęście urodzić się wtedy, kiedy się urodziłam, i zacząć akurat w tamtym czasie.
Dziś nie zazdroszczę młodym osobom. Współczuję tym, którzy dobijają się do mediów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.