Tomasz Kot to bez wątpienia jeden z najlepszych aktorów. Jest doceniany zarówno w Polsce, jak i poza granicami kraju. Uwagę zwrócono na niego nawet w Hollywood. Nie musi bywać na salonach, by go kojarzono. Unika branżowych imprez, ale od czasu do czasu zdarzy mu się udzielić wywiadu. Tak jak tym razem. W rozmowie z „Newsweekiem” wrócił wspomnieniami do czasów, gdy był w seminarium.
Tomasz Kot był w seminarium. Teraz wspomina
W młodości aktor uczęszczał do niższego seminarium duchownego przy zakonie franciszkanów. Szybko jednak z niego zrezygnował. – W seminarium panował straszny rygor, rano pobudka, gimnastyka, potem msza i szkoła. Do domu mogłem pójść raz w tygodniu. Można było zostać wyrzuconym za absolutne drobiazgi. I wyrzucano masowo. Pamiętam, że po czterech miesiącach odchodziłem jako 16., ale drugi z własnej woli – powiedział w rozmowie z „Newsweekiem”.
Tomasz Kot zdecydował się założyć rodzinę i oczekując narodzin córki Blanki, postanowił zgłębić wiedzę na temat duchowości. Chciał zgłębić teorie ateistów, „zobaczyć, co jest ciekawego w innych religiach”. W gorzkich słowach podsumował kondycję polskiego Kościoła. – Jeśli przyjąć, że cała Polska jedzie w pociągu, to wydaje się, że polski kler wysiadł z tego pociągu ze dwie dekady temu i nie zauważył, że on już dawno odjechał – powiedział.
Jednocześnie aktor ujawnił, co sądzi o apostazji. – Jeżeli ktoś potrzebuje dokonać apostazji, ja to rozumiem, ale sam nie mam takiej potrzeby. 25 lat temu w Krakowie większość moich koleżanek i kolegów ze studiów wierzyła papierowo, zresztą ja tak samo – powiedział Tomasz Kot „Newsweekowi”.
Czytaj też:
Dorociński, Kot, Seweryn. Jest zwiastun filmu „Niebezpieczni dżentelmeni”Czytaj też:
Kolejny sukces „Wielkiej wody” Netfliksa. Liczby mówią same za siebie