Ten tytuł na Max to majstersztyk, który trzeba obejrzeć. Filmowa przypominajka tygodnia
Zdajecie sobie sprawę z tego, że „Django” ma już 12 lat? Dla wielu najlepszy film w karierze Quentina Tarantino to jeden z tych klasyków, do których widzowie wracają z wielką przyjemnością. Western, nazywany często „idealnym”, zachwycił muzyką, scenariuszem, obsadą, niewymuszoną komedią i kultowym zakończeniem, stając się hołdem dla gatunku i pozycją obowiązkową kinomanów.
„Django” zdobył masę nagród, w tym dwa Oscary, za najlepszy scenariusz oryginalny dla Quentina Tarantino oraz w kategorii „najlepszy aktor drugoplanowy” dla Christopha Waltza. Ciekawostką jest, że niemiecko-austriacko-amerykański aktor wcale nie chciał w nim grać i długo wzbraniał się przed tym, nim ostatecznie dał się przekonać reżyserowi. Wedle opowieści samego Tarantino, Waltz odrzucił rolę, gdy po raz pierwszy dostał scenariusz. Powód? Uważał, że jest ona za bardzo podobna do tego, kim jest naprawdę i nie stanowi dla niego wyzwania. Tarantino nie przyjmował jednak słowa „nie” i był gotów pójść na wszelkie ustępstwa, aby jego Dr King Schultz wyglądał dokładnie tak, jak sobie to wyobraził. Waltz zgodził się w końcu pod jednym warunkiem: jego bohater musiał być czysty i nigdy nie zachowywać się w sposób negatywny lub zły. Tarantino wysłał mu w odpowiedzi odręcznie napisany list, w którym napisał po prostu: „Oczywiście, Mein Herr! -Q”. Waltz odpisał: „Mein Herr, oczywiście! -CW”.
Takich zakulisowych smaczków dotyczących produkcji jest więcej. Jednym z najbardziej szokujących jest to, ile poważnych wypadków na planie miał Leonardo DiCaprio, który grał Calvina Candiego. Większość z tych poważniejszych miało jednak miejsce przy kręceniu sceny kolacji. Najpierw uderzył się w głowę młotkiem, który rozwalił się po tym, jak walił nim w stół. Później narzędzie to zamieniono na piankową wersję. Później aktor uderzył dłonią w drewniany stół, omyłkowo trafiając w szklanę, która potłukła się na kawałki. Ręka DiCaprio w tej scenie zalewa się krwią, on jednak nie przestaje grać – kontynuuje scenę, pozostając w „ciele” swojego bohatera. To ujęcie widzimy w ostatecznej wersji filmu.
Jedną z najbardziej kultowych postaci „Django” jest oczywiście jego tytułowy bohater. Wyobraźcie sobie, że rolę tę Tarantino tworzył dla zupełnie innego aktora. W Django wcielić się miał Will Smith, jednak aktor odrzucił tę propozycję, mimo sugestii swoich menadżerów. Reżyser musiał w związku z tym wyruszyć na poszukiwania swojego tytułowego bohatera, a w grę wchodziły takie gwiazdy jak Idris Elba, Chris Tucker, Terrence Howard, Michael Kenneth Williams czy Tyrese Gibson. Najlepiej jednak radził sobie Jamie Foxx, który zgarnął ostatecznie angaż. Co ciekawe w filmie Foxx jeździ na swoim własnym koniu – Cheetah, którego dostał lata wcześniej w ramach urodzinowego prezentu od bliskich.
Fani filmu zakochali się też z pewnością w ścieżce dźwiękowej, która została specjalnie do niego skomponowana przez Ennio Morricone. Za kulisami nie było chyba jednak zbyt kolorowo, bo tuż po premierze artysta stwierdził, że zamierza już nigdy nie pracować z Tarantino, ponieważ nie podobał mu się sposób, w jaki „umieszcza muzykę w swoich filmach bez spójności” i „nigdy nie poświęcając jej wystarczająco dużo czasu”. Morricone najwyraźniej zmienił zdanie, ponieważ w 2015 roku współpracował z Tarantino ponownie przy „Nienawistnej ósemce” (2015). Kompozytorowi wyszła ta współpraca na dobre – za muzykę do tego filmu otrzymał swojego pierwszego Oscara.
„Django” jest najdroższym filmem Quentina Tarantino – jego budżet wynosił 100 milionów dolarów. Koszty jednak mocno się zwróciły – hit zarobił na całym świecie 426 milionów dolarów.
Jeżeli jeszcze nie oglądaliście „Django” lub chcielibyście sobie go odświeżyć lub polecić swoim bliskim w ramach wspólnego seansu – film obejrzycie w Polsce na platformie Max.