Ten film Netfliksa pomógł Trumpowi wygrać wybory? Padł w nim koszmarny żart o Polakach
W lipcu 2024 roku, kiedy Donald Trump ogłosił, że kandydatem Republikanów na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych będzie J.D. Vance, jeden z filmów Netfliksa zaczął notować ogromny wzrost popularności. Oglądalność „Elegii dla bidoków”, czyli adaptacji autobiografii wspomnianego senatora z Ohio, odbiła tego dnia o 1180 proc., przy łącznej liczbie 19,2 mln minut oglądania. Masa ludzi zakupiła także książkę, wydaną po raz pierwszy w 2016 roku, plasując ją po latach ponownie na liście bestsellerów Amazona.
Podczas gdy już w 2016 roku „The New York Times” wymieniał książkę Vance'a jako jedną z sześciu powodów, które tłumaczą zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, teraz wielu ekspertów przywołuje wspomniany film Netfliksa jako obraz, który pomógł miliarderowi ponownie wygrać wyścig o najważniejsze stanowisko w kraju.
„Żart” o Polakach w filmie o przyszłym wiceprezydencie USA
W „Elegii dla bidoków” zagrały tymczasem jedne z najbardziej znanych aktorek w Hollywood – Glenn Close, Amy Adams czy Freida Pinto. W Vance'a wcielił się z kolei Gabriel Basso, którego niedawno widzowie oglądać mogli w docenianym „Nocnym agencie”, także na Netflix. Film bardzo przypadł do gustu rówież polskim widzom, którzy wystawili mu na Filmwebie ocenę 7,1/10. A wszystko to mimo nieciekawych żartów z Polaków, które padają w tej opowieści z ust Mamaw, w którą wciela się Glenn Close.
Kiedy w jednej ze scen Mamaw wraca ze sklepu z zakupami, postanawia przegonić ze swojego podwórka dotychczasowych przyjaciół swojego wnuka J.D., których ma za łobuzów. Jeden z nich przedstawia się jako Louis Zabłocki, a wtedy bohaterka mówi: „Ciekawostka o Polaczkach. Chowają zmarłych dup*** do góry, żeby mieli gdzie rowery parkować”.
I choć reżyser i scenarzysta nie ukrywają, że ta postać ma w filmie niewyparzony język, „żart” został skrytykowany przez wielu widzów i stał się przedmiotem dyskusji na kilkunastu forach.
Kiedyś nazywał Trumpa „Hitlerem Ameryki”. J.D. Vance nadał autentyczności nowemu prezydentowi USA?
Jeszcze przed ogłoszeniem wyników wyborów dziennikarze SkyNews pisali o tym, jak autobiografia J.D. Vance'a katapultowała go na „szczyt amerykańskiej polityki”. Vance pochodził z biednej rodziny, od małego miał chaotyczne życie i obserwował z bliska upadki całych społeczności – głównie przez kryzys opioidowy i upadek przemysłu stalowego w latach 70. Szczegółowo opisuje w książce i filmie to, jak radził sobie z dysfunkcyjną rodziną. Jedną z opowieści, którymi się dzieli jest ta, gdy jego babcia (w filmie Mamaw) w ramach kary oblała go benzyną i rzuciła w jego kierunku zapaloną zapałkę. Vance'owi udało się wtedy cudem uniknąć mocnych poparzeń. Jest też jego matka, która walczyła o uzyskanie prawa opieki nad nim, w tym samym czasie próbując zerwać z nadużywaniem narkotyków.
Sam Vance identyfikuje się z „milionami Amerykanów z klasy robotniczej, którzy nie mają dyplomu ukończenia studiów wyższych”. Nie zawsze był też zwolennikiem Donalda Trumpa. W przeszłości nazywał go „Hitlerem Ameryki” i „idiotą”, zapewniając, że nigdy go nie poprze. „Waham się między myśleniem, że Trump jest cynicznym dupkiem jak Nixon, który nie byłby taki zły (i mógłby nawet okazać się przydatny) a tym, że jest Hitlerem Ameryki” – pisał w prywatnej wiadomości na Facebooku do swojego współpracownika 8 lat temu. Kiedy jego komentarz o Hitlerze został po raz pierwszy opublikowany w 2022 roku, Vance nie zakwestionował go, ale powiedział, że nie odzwierciedla już jego poglądów.
Według ekspertów tak wielkie różnice między wychowaniem Vance'a i Trumpa, nadały ogromnej autentyczności nowemu prezydentowi USA. Na plus zadziałał także fakt, że Vance nie zawsze był jego zwolennikiem. Mieli zostać przyjaciółmi w 2021 roku, a przyszły wiceprezydent Stanów Zjednoczonych podkreśla, że przekonały go do tego osiągnięcia Trumpa jako prezydenta.